Piekło nieśmiałości

Cóż za uroczy, nieśmiały, młody człowiek? Ona mnie rozczula, jest taka nieśmiała. Niektórzy ludzie myślą, że nieśmiałość jest uroczą cechą, że cechuje ludzi wrażliwych i delikatnych. Sami nieśmiali tak nie myślą. Z niewiadomych (nieświadomych) przyczyn nieśmiałość rozwinęła się u nich i nie pozwala na przykład poznać osoby, która im się podoba. Boją się odrzucenia, więc w ogóle nie podejmują żadnego ryzyka. Nie są na tyle „przebojowi” (po prostu normalni), żeby poderwać wymarzoną osobę, pójść na wymarzone studia, dostać wymarzona pracę, awansować lub założyć firmę. Nieśmiałość jest okropna, nie pozwala w pełni żyć. Powie nam to każdy nieśmiały, uroczy, młody człowiek.

Dlaczego nieśmiałość nas rozczula? Ponieważ „nieśmiały” nie stanowi zagrożenia, nie jest żadną dla nas konkurencją. Czujemy się bezpieczni. Dla niego samego jest to powód do frustracji.

Jak walczyć z nieśmiałością?

Na szczęście z nieśmiałością można walczyć i to bardzo skutecznie. Miałem już bardzo wielu klientów, którzy dość szybko rozwiązali ten problem. Z pewnością podstawą nieśmiałości w wielu przypadkach jest niska samoocena. Polega ona na tym, że sami o sobie nie myślimy zbyt pozytywnie. Oceniamy siebie „niżej” niż drugą osobę. Nieśmiały mężczyzna, który boi się podejść do pięknej kobiety na przyjęciu myśli sobie: Ona jest taka piękna, kim ja jestem, żebym zawracał jej głowę. Z pewnością ma już faceta, który jest ode mnie przystojniejszy, bogatszy, bardziej przebojowy itd. Nic dziwnego, że z tego rodzaju myślami, nie zrobi kroku w jej kierunku. Ze zmianą myśli i przekonań można pracować na wiele różnych sposobów.

Można na przykład wyrobić w sobie przekonanie, że jest się „najlepszą pod słońcem okazją” dla kobiet. Na specjalnych kursach uwodzenia, przy pomocy technik hipnotycznych, instaluje się w podświadomości nieśmiałych mężczyzn tego rodzaju przekonania. Po szeregu ćwiczeń i indukcji hipnotycznych, wychodzą oni do centrów handlowych i podrywają (albo starają się poderwać) piękne dziewczyny. Różna jest skuteczność ich zabiegów, ale faktem jest, że przełamują swoją nieśmiałość. Problem polega tylko na tym, że przekonanie takie jest niezgodne z rzeczywistością. Na krótką metę może działać, to po jakimś czasie podświadomość zderzy się z faktami.

Czy to jedyny sposób?

Proponuję pójść trochę inną drogą, którą można stosować do końca życia. Jest ona oparta na jednym z najgłębszych wglądów w naturę rzeczywistości i ludzkiego umysłu. Dokonał go Buddę i inni mędrcy już parę tysięcy lat temu. Budda stwierdził mianowicie, że każdy człowiek, który nie jest w stanie oświecenia, cierpi. Cierpienie to wielkie słowo, kojarzy nam się z ogromną intensywnością bólu fizycznego lub emocjonalnego. Jednak palijskie „dukha”, którego używał Budda, oznacza raczej rodzaj braku pełnej satysfakcji z życia, braku szczęścia i głębokiej trwałej radości. Takimi właściwościami cechuje się właśnie stan oświecenia.

Jeżeli osoba nieśmiała zrozumie, że każdy człowiek, nawet ta najpiękniejsza dziewczyna na przyjęciu, która wydaje się być wybranką bogów, otoczona przez atrakcyjnych mężczyzn, tak naprawdę w głębi duszy cierpi i zasługuje na współczucie (to coś zupełni innego niż litość), z pewnością inaczej zacznie postrzegać całą sytuację i pomoże jej to przezwyciężyć swoja nieśmiałość. Poczucie niższości nie zostaje tu zastąpione poczuciem wyższości, tylko delikatnym współczuciem, które stawia nas wszystkich na tym samym poziomie, ponieważ WSZYSCY cierpimy, jak stwierdził to Budda.

Problem polega tylko na tym, że tego rodzaju świadomość, pojawia się w nas dopiero po pewnym czasie refleksji, natomiast w życiu reagujemy w ciągu sekund oraz reagujemy w sposób automatyczny, bezrefleksyjny, nieświadomy.

Jak zaprogramować nieświadomy umysł?

Dlatego potrzebne są regularne praktyki pracy z umysłem, medytacje i techniki transowe, żeby to głębokie, mądre i prawdziwe przekonanie o tym, że każdy z nas żyje w poczuciu braku pełnej satysfakcji z życia, dopóki nie staniemy się oświeceni, zapadło głęboko w podświadomość i stamtąd działało automatycznie w każdym momencie życia. Musimy regularnie wzbudzać w sobie tego rodzaju świadomość. Uzyskamy wtedy trwałe połączenie pomiędzy spotkaniem innej osoby, a pojawieniem się świadomości „współczucia” (karuna, które nie jest litością).

Oprócz tego warto mieć także opanowanych kilka różnych wzorców swobodnych „rozmów o niczym”. Na wypadek spotkania miłości swojego życia na przyjęciu, ale są to już tylko drugorzędne szczegóły. Podstawą jest właściwa postawa psychologiczna. Trzeba także wiedzieć, że zmiana w podświadomości wymaga „eksperymentu behawioralnego”, czyli mówiąc po ludzku, wymaga działania. Podświadomość potrzebuje realnego doświadczenia, które będzie utrwalało zmianę przekonania.

Młody człowiek na kursie uwodzenia, który z trenerem wychodzi na miasto i po lekkim „praniu mózgu” podchodzi do pięknej dziewczyny w Empiku.  Zaczyna z nią rozmowę i zachowuje się inaczej niż do tej pory. Myśli sobie: „skoro stać mnie na to, by podejść do nieznajomej, pięknej kobiety i zacząć z nią rozmawiać to znaczy, że wcale nie jestem taki nieśmiały, jak do tej pory myślałem”. Zaczyna się w nim wyrabiać i utrwalać nowe przekonanie, które wynika z doświadczenia. Na początku oczywiście wyobraża sobie cała akcję w transie. Łączy w wyobraźni działanie z przyjemnymi emocjami, ale później musi dokonać tego w rzeczywistości. Trans służy zawsze tylko jako przygotowanie do działania i nie może zastępować działania.

Potrzebne są realne działania w świecie

Osoby pracujące z lękiem społecznym, z niechęcią do występowania przed całymi grupami ludzi, są proszeni o znalezienie okazji do wypróbowania zmian, których dokonują, słuchając nagrań. Poszukują okazji, by choć przez chwilę wystąpić przed grupą ludzi. Wykonać tzw. „eksperyment behawioralny„. Na zebraniu szkolnym, w kościele, na spotkaniu grupy hobbystów itp. Podświadomość stopniowo uczy się nowych zachowań i przyjmuje wynikające z nich przekonania. Sprzężenie zwrotne pomiędzy światem i podświadomością zaczyna pracować dla nas, a nie przeciwko nam.

Im więcej więc nieśmiałych, wrażliwych i delikatnych młodych ludzi zacznie rozumieć, że wszyscy nieoświeceni cierpią i w głębi duszy potrzebują pomocy (postawa boddhisattwy) oraz potrzebują kontaktu, tym lepiej. Zaczną wtedy pozbywać się swojej chorobliwej nieśmiałości. Być może wtedy piękne kobiety nie będą już narażone na kontakty z facetami-troglodytami. Oni naprawdę myślą o sobie, że są najwspanialszymi, najbardziej atrakcyjnymi mężczyznami dla najpiękniejszych kobiet. Tacy faceci nie mają problemów z nieśmiałością, to piękne kobiety mają problemy z takimi facetami!

Uwaga! Tu znajdziesz hipnotyczne nagranie personalizowane „Uwolnij się od nieśmiałości„.

Autohipnoza transpersonalna

Pod tą dość naukowo brzmiącą nazwą chciałbym przedstawić ideę, która dojrzewała we mnie od początku mojej fascynacji umysłem, podświadomością i zmienionymi stanami świadomości oraz świadomością transpersonalną, czyli świadomością wykraczającą ponad umysł, odwołującą się do duchowego (wykraczającego poza czas i przestrzeń oraz ego-osobowość) aspektu naszego istnienia.

Małżeństwo magii i mistyki

Od moich pierwszych eksperymentów z programowaniem podświadomości, zapoczątkowanych udziałem w 1982 roku w Kursie Doskonalenie Umysłu (DU) u Lecha Emfazego Stefańskiego, jednego z najwybitniejszych powojennych polskich hipnotyzerów, miałem silne wrażenie, że praktyka medytacyjna w połączeniu z technikami autohipnozy mogłaby zwielokrotnić efekty, o które zabiegają praktykujący te dwie metody. Byłby to swoisty mariaż magii (z której wyrasta hipnoza i autohipnoza) i mistyki (która jest podstawą medytacji).

Oba podejścia wydają się na pierwszy rzut oka antagonistyczne. Hipnoza i autohipnoza zajmuje się spełnianiem naszych pragnień, modelowaniem naszej podświadomości tak, by spełniała ona nasze oczekiwania. Stosując te techniki mamy konkretne plany i chcemy coś konkretnie zmienić. Możemy zrzucić kilka kilogramów, uruchomić procesy samo-uzdrawiania, pozbyć się niechcianych nawyków, opanować nowe umiejętności, zyskać odporność na stres, twórczo rozwiązywać problemy, spowodować zmiany w percepcji, które będą sprzyjały sukcesom finansowym itp. Jest to zestaw konkretnych oczekiwań, uwarunkowanych naszymi świadomymi pragnieniami.

Praktyka medytacyjna zaś, chce nas unieść ponad nasze uwarunkowania, zarówno świadomego, jak i nieświadomego umysłu. Chce nas przenieść w obszar totalnej wolności duchowej, nie utożsamiania się z naszymi pragnieniami i lękami. Medytacja uwalnia nas od naszej osobistej historii, ale także od oczekiwań w przyszłości, koncentrując się na tu i teraz oraz na akceptacji tego, co jest.

Korzyści doświadczenia transpersonalnego

Na pierwszy rzut oka oba podejścia wydaja się ze sobą sprzeczne. Jednak bliższe spojrzenie pozwala dostrzec inną perspektywę. Moim zdaniem praktyka medytacyjna może mieć niezwykle pozytywny wpływ na skuteczność technik hipnotycznych i autohipnotycznych.

Hipnotyzerzy koncentrują się w swojej pracy na wprowadzaniu klienta w trans, w którym można „uśpić” albo „zneutralizować” wewnętrznego krytyka. Stoi on na straży podświadomych przekonań oraz wzorców reakcji i zachowań. One zaś odpowiadają za nasze nieświadome, czy też automatyczne interpretacje rzeczywistości oraz zgodnie z nimi zachowania. Mamy bardzo silną tendencje do chronienia status quo i opór przed zmianą, wynikający z prostej ekonomii energii psychicznej. Nasze automatyzmy nie potrzebują wiele energii, ale zmiana potrzebuje jej w o wiele większym stopniu. Aby zneutralizować tego wewnętrznego krytyka (ja nazywam go „strażnikiem skryptu”) potrzebny jest trans, relaksacja, depersonalizacja. Wtedy mogą zostać poszerzone granice „ego” i „zainstalowane w podświadomości” zupełnie nowe zachowania.

Wewnętrzna wolność od utożsamienia z ego

W tym momencie z ogromną pomocą może przyjść nam praktyka medytacyjna. Medytacja uwalnia świadomość od utożsamienia z umysłem, zarówno świadomym jak i podświadomym. Hipnotyczna depersonalizacja podczas praktyki medytacyjnej zamienia się w trans-personalizację. Wznosząc się na wyższy poziom świadomości, zaczynamy postrzegać nasza osobowość, nasze wzorce zachowań i podświadome mechanizmy rządzące naszym zachowaniem jako „przedmioty” czystego widzenia. Nie mają już one władzy nad świadomością. Ich zniewalający uścisk całkowicie rozluźnia się.

Jest to znakomita okazja do zmiany, która z tej perspektywy jest łatwa, lekka, radosna i nie wymaga żadnego wysiłku. Jest jedynie lekkim pchnięciem funkcjonowania podświadomości na inne tory. To poczucie wolności, które charakterystyczne jest dla medytacji, uruchamia zupełnie nowe, nieuwarunkowane energie psychiczne, które niektórzy nazywają nadświadomością. Zmiana nie jest już dłużej efektem decyzji świadomości, świadomego umysłu.  Staje się pełną mocy „zabawą” nadświadomości, zyskuje zupełnie nową, duchową perspektywę.

Odkrywając i angażując w zmianę nasz duchowy pierwiastek, naszą transpersonalną jaźń, zyskujemy potężną, dodatkową energię, która samą zmianę bardzo ułatwia. W moim osobistym ujęciu autohipnoza transpersonalna ma głęboki sens i z pewnością jest fascynującą perspektywą rozwoju. Wprowadzenie wymiaru transpersonalnego do praktyku autohipnotycznej sprawia, ze staje się ona wielowymiarową drogą osobistego rozwoju. Staje się czymś więcej niż tylko metodą na zmianę nawyków.

Czy hipnoza i autohipnoza to manipulacja?

Wiele osób utożsamia hipnozę i autohipnozę z technikami manipulacji. Myślą oni, że autohipnoza polega na stworzeniu wizji i powtarzaniu jej tak długo, aż podświadomość w nią uwierzy. W tym sensie autohipnoza byłaby samooszukiwaniem się. Osoba odchudzająca się będzie zatem wizualizować w procesie autohipnozy siebie samą jako szczupłą. Podświadomość zmanipulowana takim obrazem ma zmienić swoje zachowania w ten sposób, by zrealizować tę wizję w rzeczywistości. To dość powszechne przekonanie o mechanizmach działania procesu autohipnozy jest nie tylko fałszywe. Jest ono także źródłem technik psychologicznych, które okazują się nieskuteczne. To jedno wielkie nieporozumienie.

Nieetyczna i niebezpieczna hipnoza

Hipnoza i autohipnoza nie jest sposobem samooszukiwania się, manipulacji, choć może być użyta w ten sposób. Jest to jednak przejście na ciemną stronę mocy. Nieetyczny hipnotyzer może zmanipulować inną osobę przy pomocy technik ukrytej hipnozy, czyli hipnozy konwersacyjnej. Wykorzystuje stany bardzo lekkiego transu, które towarzyszą nam w codziennym życiu, by skłonić nas do szkodliwych dla nas zachowań. Z tego typu technik korzystają nieetyczni sprzedawcy, doradcy klienta, uwodziciele, fałszywi guru, nieetyczni uzdrowiciele, mówcy motywacyjni, trenerzy, coachowie itp. Hipnoza może być użyta w sposób nieetyczny i bywa narzędziem wywierania wpływu w rękach prawdziwych oszustów. Nie jest to jednak jej istotą. Hipnoza użyta we właściwy sposób jest sposobem na komunikację z podświadomością w stanie transu. Pomaga uruchomić podświadome procesy, prowadzące do uzyskania korzyści dla klienta: schudnięcia, zmiany postaw, przekonań i zachowań, zwiększenia kontroli emocjonalnej, lepszego radzenia sobie ze stresem, samoleczenia itp.

W podobny sposób działa autohipnoza, czyli metoda wpływania na własną podświadomość. Uruchamia ona twórczy proces zmiany na poziomie podświadomym, prowadzący do osiągnięcia naszego celu. Nie ma to nic wspólnego z samooszukiwaniem się, wmawianiem sobie czegokolwiek, udawaniem i innymi formami automanipulacji. Samooszukiwanie się w stanie transu nie działa! Przekonało się o tym mnóstwo osób, które próbowały, poprzez wizualizację, pomóc sobie w zrzuceniu zbędnego tłuszczu. Badania pokazały, że osoby wizualizujące siebie jako szczupłe, zrzucały mniej tłuszczu niż te, które tego nie robiły. Samooszukiwanie się nie działa, ale to nie jest prawdziwa autohipnoza, choć niektórzy mogą tak myśleć.

Autohipnoza w skutecznej terapii

Skuteczna autohipnoza to nie jest magią. To proces bardzo często wprzęgnięty w niezwykle racjonalne formy oddziaływania na swój własny mózg. Wykorzystywana jest od wielu lat z powodzeniem w wielu formach skutecznej psychoterapii. Często nie jest nazywana autohipnozą, by nie wywoływać negatywnych skojarzeń. W bardzo skutecznej metodzie psychoterapeutycznej, jaką jest Racjonalna Terapia Zachowania (RTZ), autohipnoza występuje pod nazwą treningu Racjonalnej Wyobraźni Emocjonalnej. Dzięki temu treningowi klient uczy swój mózg odpowiedniego sposobu reagowania w sytuacjach, w których wcześniej reagował niewłaściwie, np. lękiem, stresem, objadaniem się słodyczami, piciem alkoholu, agresją itd.

Praca z własnym mózgiem, czy też własną podświadomością jest jednak częścią bardzo racjonalnego procesu zrozumienia mechanizmów działania naszego umysłu. Nie ma nic wspólnego z magicznym oczekiwaniem, że wystarczy tylko wyobrazić sobie efekt końcowy, a „wszechświat załatwi resztę”. Pomimo że często opisują to w ten sposób new-ageowi autorzy podręczników tzw. „pozytywnego myślenia”. Jest to z pewnością wizja niezwykle kusząca i silnie wpływa na nasze „wewnętrzne dziecko”, które chętnie wierzy w magię. Niestety, tego rodzaju magia jest w zdecydowanej większości przypadków nieskuteczna. W odróżnieniu od prawdziwej autohipnozy, która oparta jest na rzeczywistości i realnych mechanizmach działania mózgu.

Dysonans poznawczo-emocjonalny

Jednym z mechanizmów odkrytych przez twórcę Racjonalnej Terapii Zachowania, czyli profesora Maxie Maultsby’ego, jest zjawisko dysonansu poznawczo-emocjonalnego. To właśnie ono odpowiedzialne jest za wiele niepowodzeń w terapii  oraz niewłaściwym stosowaniu autohipnozy. Dysonans poznawczo-emocjonalny wypływa z faktu, że stare zachowania i przekonania, pomimo że  nam nie służą, funkcjonowały od lat i stały sie naszą „drugą naturą”. Kiedy wyobrażamy sobie nowe, lepsze dla nas zachowania, odczuwamy je jako sztuczne, nieprawdziwe, nieautentyczne, podczas gdy są one dla nas jedynie nowe.

Kiedy poddamy się temu niekomfortowemu odczuciu dysonansu i odrzucimy pracę z wyobraźnią, przerwiemy proces autohipnozy. Stracimy szansę na prawdziwą przemianę. Na przykład, osoba odchudzająca się wyobraża sobie, że uwielbia ćwiczyć, że ćwiczenia sprawiają jej przyjemność, może mieć ona jednak wrażenie, że jest to dla niej coś nienaturalnego. Jest to odczucie podobne do sytuacji gdy ktoś prowadzący przez wiele lat samochód w Polsce, gdzie panuje ruch prawostronny, wsiądzie do samochodu w Anglii, gdzie panuje ruch lewostronny. Też będzie mieć wrażenie „nienaturalności” swojego działania. Wszystko będzie w nim krzyczało, by zjechać na prawą stronę. A przecież ani ruch prawostronny, ani lewostronny nie jest naturalny. Po prostu jesteśmy do jednego z nich przyzwyczajeni. Nasz mózg przez wiele lat doświadczeń zdołał już oswoić się z nim i uznać za naturalny.

Wiedza to potęga

Podobnie jest z ćwiczeniami. Ktoś, kto nie ćwiczy regularnie, nie jest w stanie wyobrazić sobie, że ćwiczenie sprawia mu naturalną radość, ponieważ nie doświadczał połączenia ćwiczeń i przyjemności do tej pory. Kojarzy  ćwiczenie z wysiłkiem, zmęczeniem oraz niepowodzeniem. Gdy będzie wyobrażać sobie, w procesie autohipnozy, że ćwiczenie sprawia radość pojawi się dysonans poznawczo-emocjonalny. Może on sprawić, że zanim mózg przyswoi sobie nowe zachowanie i uzna je za „naturalne”, zrezygnujemy z tego zachowania, przestaniemy ćwiczyć. Świadomość istnienia tego mechanizmu psychologicznego pozwala nam nad nim zapanować i praktykować autohipnozę pomimo nieprzyjemnego odczucia nienaturalności. Nagrodą za wytrwałość będzie prawdziwa zmiana w podświadomości. Pojawienie się nowego, zdrowego nawyku, który odczuwać będziemy jako naturalny, i który doprowadzi nas do sukcesu.

Być może dlatego ludzie, którzy ulegli dysonansowi poznawczo-emocjonalnemu, uważają że autohipnoza jest nienaturalna, sztuczna i jest formą samooszukiwania się. Prawda jest jednak inna. Jest to jedna z najskuteczniejszych metod zmiany nawyków, zmiany podświadomych przekonań i wzorców reakcji emocjonalnych. Stosuje się ją od setek, a nawet tysięcy lat. Badania i obserwacje poczynione w ostatnich kilkudziesięciu latach dostarczyły racjonalnego, naukowego potwierdzenia oraz wyjaśnienia mechanizmów skutecznego działania autohipnozy.

Źródło energii psychicznej

Jednym z najczęściej pojawiających się terminów w literaturze poświęconej uzdrawianiu i rozwojowi osobistemu jest pojęcie „energii życiowej”, „energii psychicznej”. Czasami wspomina się także o podświadomych zasobach. Potrzebujemy ich, by dokonać ważnej zmiany psychologicznej, zmiany naszych zachowań, przekonań i nawyków. Czym jest jednak ta energia, czym są zasoby naszej podświadomości

Czym są zasoby podświadomości?

Według odkryć współczesnej neuronauki są to korzystne dla nas połączenia neuronowe. Związane są one z poczuciem szczęścia, mocy, kontroli, przyjemności, zadowolenia w życiu itd. Mózg dysponujący „pozytywnymi” skojarzeniami neuronowymi, łatwo doświadczający pozytywnych emocji, mózg szczęśliwy ma więcej siły, by rozwiązywać problemy, zmieniać zachowania, leczyć choroby organizmu. Taki mózg potrafi wydzielać częściej i więcej neurohormonów i neurotransmiterów.

Wędrują one po całym ciele, wzmacniając nasz system odpornościowy i lecząc nas z chorób cywilizacyjnych: nowotworów, cukrzycy, chorób serca itp. Robią to nie tylko bezpośrednio, ale także poprzez zmianę naszych zachowań, czyli stylu życia, diety, skłonności do aktywności fizycznej itd. Mózg szczęśliwy to mózg zdrowy, twórczy i mądry. Problemem jest tylko fakt, że ewolucja przystosowała nas do zupełnie innej sytuacji.

Dziedzictwo ewolucji

Przez miliony lat doskonalenie ludzkiego mózgu przeznaczone były głównie jednemu celowi: przeżyciu jednostki i przedłużeniu gatunku. Nic innego się nie liczyło. Mózg nie musiał być szczęśliwy, musiał przeżyć, unikając wszelkich niebezpieczeństw. Dlatego ewolucja wykształciła w nas system wykrywania niebezpieczeństwa, poszukiwania i unikania zagrożenia. Wyposażyła nas w system „walcz lub uciekaj” oraz tzw. negatywne emocje: strach, gniew, odrazę itp. Jest tu układ wyjątkowo wrażliwy i łatwo reagujący również na zagrożenia nieistniejące, przewidywane. Człowiek pierwotny mógł popełnić dwa rodzaje błędu:

Es wurde Forschung durchgeführt und viele Artikel wurden über Effekt von Viagra auf weibliche. Daten aus vielen Jahren der Forschung und Tests deuten darauf hin, dass Viagra Pillen sicher für Frauen sind, die kein Kind tragen oder eine Schwangerschaft planen

  1. mógł wyczuwać zagrożenie (np. czającego się tygrysa) tam, gdzie go nie było
  2. mógł nie rozpoznać zagrożenia tam, gdzie ona naprawdę było.

Pierwszy błąd skutkował niepotrzebnym napięciem i negatywnymi emocjami, konsekwencją drugiego była śmierć. Ekonomia ewolucji promowała zatem pierwszy rodzaj zachowań. Lepiej 1000 razy wyczuć zagrożenie i przeżyć strach, który okazał się niepotrzebny niż raz nie wyczuć zagrożenia i zostać zaskoczonym przez tygrysa szablozębnego. Mózg jest zatem organem bardzo silnie lgnącym do negatywnych emocji. Łatwo wpada w lęk, zdenerwowanie, złość i bardzo szybko uczy się na negatywnych doświadczeniach.

Mamy skłonność do nieświadomego kierowania uwagi w stronę zagrożeń, nawet gdy są one nierzeczywiste. To dlatego wystarczy jedno negatywne doświadczenie, by mózg nauczył się, że określone sytuacje są nieprzyjemne i należy ich unikać. W skrajnych przypadkach doprowadza to do różnego rodzaju silniejszych lub słabszych fobii. Z tego samego powodu media przyciągają naszą uwagę złymi wiadomościami: informacjami o klęskach żywiołowych, kryzysach finansowych, napadach, wojnach itd. Po prostu nie potrafimy się oprzeć złym wiadomościom, ponieważ kiedyś mogły nas uchronić przed śmiercią.

Świadoma ewolucja

Dziś nie tylko nie chronią nas przed śmiercią, ale generują ogromne koszty energetyczne dla mózgu, który staje się pełen negatywnych emocji, podejrzliwy, wrogo nastawiony do świata, łatwo popadający w złość, mało twórczy, nie radzący sobie z problemami, mający trudności z nauką, źle zarządzający systemem odpornościowym itd. Jest to mózg nieszczęśliwy. Kiedyś wystarczyło, by przeżył do ok. 40 lat, by kolejne pokolenie mogło go zastąpić w rozwoju gatunku. Dziś musi przeżyć o wiele dłużej, a dłuższe i satysfakcjonujące nas życie może zapewnić jedynie wyższy poziom zadowolenia i szczęścia. Badania wskazują wyraźnie, że przeciętnie ludzie zadowoleni z życia żyją kilka lat dłużej, niż ludzie nieszczęśliwi. Takie wyzwanie przed mózgiem pojawiło się jednak stosunkowo niedawno i mechanizmy ewolucji nie przygotowały nas do tego. Musimy zatem zadbać o stan naszego mózgu sami, całkowicie świadomie. Na tym poziomie ewolucji ludzkiego mózgu nic już „samo” się nie zrobi.

Mózg łatwo zapamiętuje negatywne doświadczenia i trudno zapamiętuje dobre doświadczenia. O ile negatywne doświadczenie wryje nam się w pamięć samo, to pozytywnych właściwie nie zauważamy. Możemy mieć wspaniały dzień, pełen pięknych doświadczeń, możemy przeżyć mnóstwo przyjemności, a jednak wieczorem będziemy rozpamiętywać ten jeden, jedyny moment z przebiegu dnia, gdy ktoś nakrzyczał na nas z okna samochodu, gdy nieuważnie chcieliśmy wejść na jezdnię.

Kierowanie uwagą

Jeżeli nie będziemy zarządzać naszą uwagą, jedna łyżka dziegciu zepsuje beczkę miodu. Musimy świadomie, z pełną uwagą przeżywać i wzmacniać pozytywne doświadczenia, by mogły one wyżłobić nowe drogi połączeń neuronowych i wzmocnić w mózgu tendencję do odczuwania pozytywnych stanów psychicznych. W ten sposób budujemy we własnym mózgu zasoby, które potem będą mogły być wykorzystane. Podczas radzenia sobie ze stresem, rozwiązywania problemów, do lepszej orientacji w rzeczywistości, wzmacniania systemu odpornościowego oraz samouzdrawiania organizmu. Szczęśliwy mózg to zdrowy mózg.

Ta wiedza powoduje, że w niektórych nurtach psychoterapii, szczególnie w hipnoterapii, terapeuta koncentruje się raczej na budowaniu zasobów. Następnie wykorzystywaniu ich i wzmacnianiu silnych stron klienta. Wychodzi on z założenia, że każdy jest w stanie sam doskonale poradzić sobie z problemami, znaleźć rozwiązania. Jeżeli tylko znajduje się w łączności z podświadomymi zasobami i w odpowiednim stanie psychicznym. Dlatego hipnoterapia buduje w kliencie dobre emocje, kieruje go w stronę jego zasobów, wzmacnia jego wiarę w siebie i siłę swojej podświadomości, nie rozgrzebuje w nieskończoność problemów, daremnie poszukując ich rozwiązań. Rozwiązania pojawią się same, gdy klient będzie na to gotowy, czyli gdy będzie w kontakcie ze swoimi zasobami psychicznymi.

Chłonięcie dobra

W samodzielnej praktyce autohipnozy i rozwoju osobistego koncentrujemy się na świadomym doświadczaniu pozytywnych doznań. Możemy odnaleźć je w każdej sytuacji, ale na co dzień nam umykają. Rick Hanson, autor książki „Szczęśliwy mózg” nazywa to praktyką „chłonięcia dobra”. Jest to swoista medytacja przyjemności, medytacja dobra. Polega ona na tym, by w każdym momencie życia skupiać się na miłych, przyjemnych, dobrych doświadczeniach. Nie tylko na tych intensywnych i oczywistych jak np. słuchanie pięknej muzyki, zabawa z psem, obserwowanie śpiących dzieci, patrzenie w oczy ukochanej osoby, ale także tych mniej intensywnych, jak wzięcie głębszego oddechu, poczucie relaksu w ciele, świadomość spokoju, przyjemny dotyk podczas masażu, świecące pięknie słońce, zieleń trawy itp.

Chodzi o to, by skupić na takim doznaniu pełną uwagę przez kilkanaście sekund. Pozwolić zawładnąć mu umysłem w pełni. Wzmocnić je i poczuć, jak dobro tego doznania wnika głęboko w strukturę naszego ciała i mózgu. Tylko w ten sposób dajemy szansę naszemu mózgowi, by wyciągnął pełnię korzyści z pozytywnego doświadczenia, pobudził odpowiednie pola neuronów i wydzielił większą ilość neurotransmiterów.

W ten sposób budujemy w sobie zasoby, gromadzimy dobrą, uzdrawiającą „energię” w naszym mózgu i całym ciele oraz w podświadomości. Z czasem coraz częściej i łatwiej doznajemy dobra, przyjemności, radości życia, coraz łatwiej radzimy sobie ze stresem, trudnymi ludźmi i sytuacjami, coraz łatwiej znajdujemy rozwiązania różnych problemów, i stajemy sie po prostu szczęśliwsi. A przecież chyba o to właśnie chodzi w życiu, prawda?

Klucz do skutecznej wizualizacji

Jednym z podstawowych błędów wielu osób próbujących stosować wizualizację i autohipnozę do wpływania na swoją podświadomość jest pozostawianie jej na poziomie samego umysłu, tylko na poziomie wyobraźni. Niezwykle ważna jest zdolność do skupienia uwagi na wyobrażonych doświadczeniach. Najistotniejszym jednak czynnikiem skuteczności wizualizacji jest uruchomienie procesów neurochemicznych w głębszych warstwach mózgu oraz w ciele, co związane jest z aktywacją emocji.

Pamięć ciała

Wizualizowane doświadczenia muszą pobudzać nas emocjonalnie, ponieważ tylko w ten sposób aktywowany jest cały zestaw neuropeptydów, neurohormonów i innych substancji. Zaczynają one nie tylko krążyć z całym mózgu, ale także w naszym ciele. Mówimy o tzw. pamięci ciała, która odpowiada za szereg automatycznych reakcji na bodźce z otoczenia. Wzorce reakcji emocjonalnych i przekonań o rzeczywistości, silnie wbudowane w podświadomość, utrwalane są neurochemicznie poprzez silne lub powtarzające się emocje.

Dlaczego tak bardzo różnimy się w ocenach rzeczywistości, ocenach własnych możliwości, a nawet w poziomie reakcji stresowej. Warunkuje ona siłę naszego systemu odpornościowego i zapadalność na choroby cywilizacyjne. Należą do nich: nadciśnienie, choroby układu krążenia, nowotwory, choroby autoimmunologiczne, alergie, choroby reumatyczne itd. Jestem przekonany, że zależy to od podświadomych matryc, według których interpretujemy świat. Te matryce tworzone są głównie w dzieciństwie i wieku dojrzewania i potem przez całe życie wzmacniane kolejnymi doświadczeniami.

Znaczenie przeżyć z dzieciństwa

Jeżeli mieliśmy tzw. trudne dzieciństwo lub czas dojrzewania (a kto z nas nie miał w tym czasie trudności), w naszej podświadomości zostały ukształtowane przekonania o świecie. „Świat jest pełen niegodziwości”, „trzeba uważać na ludzi”, „ludzie są podstępni i chciwi”, „nic mi się nie udaje”, „jestem nieudacznikiem”, „ludzie bogaci to złodzieje”, „życie to cierpienie” oraz setki innych przekonań, z którymi związane są negatywne emocje. Te emocje z kolei związane są określonym koktajlem neurochemicznym w mózgu. Zaczyna on krążyć po całym ciele i docierać do komórek systemu immunologicznego oraz komórek narządów ciała, osłabiając je.

Jeżeli ten proces trwa latami, obfitując nie tylko w negatywne doświadczenia ale także w ciągłe rozpamiętywanie tych doświadczeń, wracanie do nich pamięcią i wyobraźnią, aktywowanie ciągle tych samych, negatywnych emocji, zaczynamy chorować. Wiadomo nawet jakiego rodzaju emocje, które zostały utrwalone w postaci określonych postaw życiowych, odpowiedzialne są za konkretne choroby. Podświadoma podejrzliwość i wrogość w stosunku do świata wiąże się z chorobami serca i zawałami. Poczucie straty, osamotnienia i krzywdy wiąże się z nowotworami itp.

Klucz do podświadomości

Emocje są kluczem do podświadomości. Jeżeli chcemy coś w niej zmienić, musimy w swojej wizualizacji uwzględnić ich obecność. Bez emocji, wizualizacja będzie tylko zwykłą grą wyobraźni i nie będzie miała żadnego wpływu na podświadomość. Im silniejsze będziemy przeżywać emocje, tym większy będzie ich wpływ na nasz mózg i ciało. Jeżeli zatem chcemy zacząć uzdrawiać nasze ciało poprzez wizualizację, musimy świadomie zadbać o jakość naszych emocji. Jeżeli już chorujemy, nie jest to łatwe zadanie, ponieważ choroba sama w sobie jest stresem i źródłem negatywnych emocji. Musimy jednak umieć uwolnić się od rzeczywistości choć na chwilę podczas sesji autohipnozy czy wizualizacji. Po to mamy wyobraźnię. Po to mamy sztukę i dobrą rozrywkę.

Musimy zadbać o swoje emocje, stosować konsekwentnie i systematycznie higienę emocjonalną. Nie pozwalajmy sobie na ciągłe wracanie do negatywnych emocji. Nie oglądajmy wiadomości, które nas denerwują, wprawiają w zły nastrój, nie przebywajmy z ludźmi, którzy są przepełnieni negatywnymi myślami itp. Ważne to jest szczególnie na początku naszej drogi powrotu do zdrowia. Nie mamy jeszcze wtedy silnie utrwalonych nowych, pozytywnych postaw i łatwo wpadamy w stare koleiny. Później spokojnie możemy znosić tzw. negatywne środowisko. Będziemy na tyle silni, by nie poddawać się jego narracji, lecz spokojnie słuchać, odczuwając raczej wypływające ze zrozumienia współczucie. Jest ono bardzo pozytywną i wzmacniającą nasze ciało, emocją.

Wartość kontroli informacyjnej

Warto więc świadomie kształtować otoczenie informacyjne. Nie wchodzić na długo na Facebook i inne media społecznościowe, które wypełnione jest negatywnymi informacjami oraz przekazami wywołującymi negatywne emocje (np. zazdrość, poczucie niskiej wartości). Warto nabrać dystansu do bieżącej polityki, a zamiast tego czas poświęcić na spotykania z pozytywnymi osobami, zabawę z psem lub kotem, twórczość, dobrą literaturę piękną, filozoficzną i psychologiczną, słuchanie muzyki, spacery w miłym towarzystwie itp. Szczególną rolę w procesie powrotu do zdrowia zajmują medytacja i wizualizacja. Medytacja pozwala na uwolnienie świadomości od hipnotyzującego utożsamienia z własnym „ego-osobowością-historią osobistą”. Pozwala powrócić to podstawowej prawdy o własnej istocie, która ma charakter duchowy. Wizualizacja zaś jest sposobem na niezwykle silne aktywowanie pozytywnych emocji i dostarczanie nowego, zdrowszego koktajlu neurochemicznego naszemu mózgowi i ciału.

Aby miało to skutek, podobnie jak zażywanie lekarstwa podczas leczenia chorób przewlekłych, trzeba to robić przez dłuższy czas i regularnie. Możemy sobie to wyobrazić jako codzienne wypijanie porcji dobrych emocji. Wizualizacja nie musi trwać długo, może zając tylko parę minut, ale powinna być praktykowana często i systematycznie. Wtedy nasz mózg będzie regularnie produkował prawdziwy „eliksir zdrowia” i rozprowadzał go do wszystkich komórek naszego ciała. Im silniejsze będą te pozytywne emocje, tym lepszy będzie ich wpływ na podświadomość, mózg i ciało.

Siła pozytywnych obrazów

Wizualizacja może dotyczyć pozytywnego działania albo radości z osiągniętego celu w postaci zdrowia.  Może dotyczyć postaw życiowych. Na przykład, wizualizacja wielkiego współczucia w postaci światła. Zaczyna się ono w sercu i obejmuje coraz większy obszar i coraz większą liczbę ludzi. Może wiązać z religią, jak wizualizacja słynnej postaci z obrazu „Jezu, ufam Tobie” wraz z uczuciem głębokiego zaufania Bogu, poczucia bezpieczeństwa i spokoju. Możemy także wracać pamięcią do wydarzeń z przeszłości, za które odczuwamy największą wdzięczność w stosunku do losu lub Boga itp.

Nie jest tak bardzo ważne czego ta wizualizacja będzie dotyczyć. Ważne by dostarczała nam głębokich i silnych, pozytywnych, uzdrawiających emocji: wdzięczności, miłości, radości, poczucia szczęścia, poczucia bezpieczeństwa, ufności, poczucia dumy i satysfakcji, życzliwości, przyjemności, rozkoszy, serdeczności, ekscytacji, odprężenia, entuzjazmu oraz wielu, wielu innych. Możemy poczuć te emocje, skupić na nich całą uwagę i dzięki temu wzmocnić je. Przebudujemy w ten sposób podświadomość. Zmienimy podświadome wzorce reakcji i postawy życiowe na takie, które sprzyjają naszemu zdrowiu i szczęściu.

Potęga skupienia

W środowisku rozwoju osobistego wielką popularność ma wizualizacja. Postrzegana jest jako sposób na przemianę podświadomości i osiąganie różnych celów: kontroli stresu, samouzdrowienia, powodzenia finansowego, odchudzania itp. Jednocześnie wiele osób praktykuje wizualizację, mniej lub bardziej prawidłowo i nie zauważa u siebie szczególnych postępów. Powoduje to  kształtowanie się opinii, że „wizualizacja nie działa” lub przynajmniej „wizualizacja nie działa u mnie”. Dlaczego tak się dzieje?

Wizualizacja to nie panaceum

Po pierwsze, wizualizacja nie jest panaceum na wszystkie problemy. Jest jedną z wielu technik psychologicznych, których możemy użyć w procesie przemiany. Powinna być wkomponowana w inne techniki, takie jak: racjonalna zmiana przekonań, uważność (mindfulness), rozwinięcie w sobie meta-myślenia (czyli krytycznego myślenia o własnym myśleniu, co bywa niezwykle pomocne w procesie zmiany), eksperymenty behawioralne (czyli podejmowanie coraz śmielszych prób nowych zachowań w realu), intencje wdrożeniowe itp.

Po drugie, wizualizacja musi być praktykowana prawidłowo, ponieważ niewłaściwie skonstruowana wizualizacja może działać demobilizująco na podświadomość. Znane są eksperymenty, w których odchudzające się kobiety stosujące wizualizację, chudły mniej niż ich koleżanki, które tego nie robiły. Po bliższej analizie okazało się, że ich wizualizacja polegała na tym, że żywo wyobrażały sobie siebie jako szczupłe, już odchudzone. Wierząc głęboko w „magiczną moc wizualizacji” mniej uwagi przykładały do regularnych ćwiczeń oraz trzymania się diety. Nic dziwnego, że schudły mniej. Wizualizacja im zaszkodziła. Gdyby wizualizowały np. jak z przyjemnością ćwiczą oraz z przyjemnością zdrowo się odżywiają, ew. z przyjemnością czują lekkie ssanie w żołądku, oraz jedzą TYLKO wtedy, gdy czują głód (a nie np. nudę, smutek lub ekscytację), z pewnością wizualizacja by im pomogła.

Potrzeba skupienia

Po trzecie, wizualizacja powinna być praktykowana w stanie głębokiego skupienia. Im bardziej realistyczne jest wyobrażenie, tym głębiej wpływa ono na sieć neuronową w naszym mózgu. Odpowiedzialna jest ona za nasze automatyczne zachowania i reakcje. Im więcej neuronów pobudzanych jest w czasie wizualizacji, im jest ona bogatsza sensorycznie oraz im więcej angażuje emocji, tym silniejsze będzie jej działanie. Kiedy wizualizujemy, powinniśmy znaleźć się w innym świecie. Całkowicie zapomnieć o „tu i teraz”, zapomnieć o czasie, przestrzeni, własnym ciele i sytuacji życiowej. Wtedy wizualizacja będzie miała moc. Powinniśmy zatem mieć odpowiednią umiejętność skupienia, koncentracji na wyobrażonych doświadczeniach. Prowadzi nas to do treningu skupienia.

Umiejętność skupienia podlega doskonaleniu, nie jest umiejętnością wrodzoną, choć z pewnością niektóre osoby potrafią skupiać się mocno „z natury”. Niezależnie jednak od wrodzonych predyspozycji, każdy z nas może wyćwiczyć w sobie umiejętność skupienia. Jedną z najbardziej skutecznych metod jest praktyka medytacji. Podczas medytacji uczymy się świadomego „zarządzania własną uwagą„. U osób nie praktykujących medytacji uwaga przyciągana jest przez bodźce ze świata zewnętrznego. Może być także pochłaniana przez proces myślenia o przeszłości lub przyszłości.

Ćwiczenia „zarządania uwagą”

Osoby takie nigdy świadomie nie zarządzają swoją uwagą. Poddają się wpływowi świata zewnętrznego lub własnej podświadomości (wspomnienia i plany lub obawy o przyszłość). Siła ich koncentracji zależy tylko od motywacji. Jeżeli coś jest dla nich ciekawe, związane jest z nimi samymi, ich uwaga jest silnie skoncentrowana, jeżeli nie jest ciekawe, ich siła koncentracji jest słaba. Stąd popularność „podejścia motywacyjnego” w rozwoju osobistym. Problemem jest jednak fakt, że motywacje oparte o emocje są nietrwałe i często zmieniają się. Rzadko prowadzą do trwałej zmiany.

Medytacja to idealny trening umiejętności zarządzania uwagą bez angażowania w to motywacji, albo ze stosunkowo niewielką motywacją. Medytując wiemy, że medytacja jest bardzo korzystną praktyką. Wpływa ona na bardzo wiele aspektów życia, począwszy od zdrowia i siły systemu odpornościowego, a na związkach i sukcesie finansowym kończąc. Jednak, gdy siadamy do medytacji i skupiamy się na odczuwaniu oddechu, nie ma w tym niczego motywującego, niczego szczególnie atrakcyjnego. Bardzo często praktyka skupienia przynosi przyjemne odczucie relaksacji i dystansu emocjonalnego. Często jednak musimy konfrontować się ze stanami niezbyt przyjemnymi: nudą, zniecierpliwieniem, poczuciem winy i niższości oraz wieloma innymi negatywnymi ocenami, emocjami i przekonaniami. Medytacja bywa ciężką pracą, poważnym wysiłkiem, jednak wszyscy wiemy, że tylko podczas wysiłku wypracowujemy coś wartościowego. W przypadku medytacji jest to niezwykła siła skupienia.

Z czasem odkrywamy, że stan silnego skupienia uwagi wytwarza specyficzny rodzaj satysfakcji i poczucia mocy. Potem stan przyjemności, a nawet euforii i ekstazy. Stajemy się zdolni do coraz głębszego i coraz dłuższego skupienia uwagi na prostym doświadczeniu oddychania lub doświadczeniu istnienia („jestem”), o czym mówili najwięksi jogini i mędrcy Dalekiego Wschodu, począwszy od Buddy a na Ramanie Maharshim lub Nisargadatcie Maharaju kończąc. O wartości takiego skupienia wspominali także mistycy neoplatońscy, chrześcijańscy, żydowscy i islamscy na Zachodzie.

Medytacja w czasie prostych czynności

Trudno wypracować taką siłę skupienia, praktykując medytację dwa razy dziennie po 20 minut. Jogini i mnisi w aśramach i klasztorach praktykują różne formy skupienia całymi godzinami. Okazuje się jednak, że praktyka skupienia może nam towarzyszyć nie tylko podczas formalnej medytacji, ale także podczas prostych codziennych zajęć. Możemy ćwiczyć „zarządzanie uwagą” podczas brania prysznica, mycia zębów, mycia naczyń, przygotowywania posiłku, spożywania posiłku, podczas jazdy samochodem lub autobusem, podczas spaceru, zakupów, a nawet podczas rozmowy. Jeżeli każdej z tych czynności poświęcimy 100% naszej uwagi będzie to także praktyka skupienia. Podobnie jak podczas formalnej medytacji, kiedy zorientujemy się, że umysł wędruje od tej czynności w myślenie o przeszłości lub przyszłości, powracamy do niej uwagą. Z czasem zauważymy, że taka „nieformalna praktyka skupienia” potrafi silnie wpłynąć na praktykę formalną, znacznie pomagając wyrobić nasz „mięsień skupienia”.

Z siły tego „mięśnia” będziemy korzystać także podczas wizualizacji oraz innych technik wpływania na podświadomość. Mając do dyspozycji moc skupienia, możemy wpływać poprzez wyobraźnię na własny mózg. Kiedy będziemy wizualizować po raz siedemdziesiąty piąty nowe zachowanie, będzie to wizualizacja głęboka. Będziemy potrafili zanurzyć się w niej doskonale, pobudzić wszystkie zmysły i silne emocje. Odłożyć na bok zastrzeżenia „wewnętrznego krytyka” lub „strażnika status quo”, który zrobi wszystko, by wszystko „było tak, jak było”. Głęboko skupiony umysł po prostu zignoruje te naturalne próby autosabotażu. Dopiero w połączeniu z mocą skupienia, potęga wizualizacji może objawić nam swoją pełnię. Bez tej siły, tzw. „wizualizacja” jest tylko marzeniem, prostym wyobrażaniem sobie, które „praktykuje” każdy, bez żadnego nadzwyczajnego rezultatu.

Autohipnoza i modlitwa

Niewiele osób zauważa podobieństwa psychologiczne pomiędzy autohipnozą i modlitwą. Jedna z nich egzystuje bowiem w środowisku terapeutycznym, psychologicznym, podczas gdy druga jest zazwyczaj domeną religii. Jednak autohipnoza i modlitwa są do pewnego stopnia do siebie bardzo podobne. Obie odbywają się w stanie transu, czyli głębokiego skupienia na rzeczywistości wewnętrznej.

Czym jest trans?

Trans jest naturalnym zmienionym stanem świadomości, który zdarza się nam wszystkim od czasu do czasu. Jest to stan głębokiego skupienia uwagi na jakimś przedmiocie. Najczęściej jest to przedmiot zewnętrzny, czyli na przykład, film, mecz piłkarski, oczy ukochanej osoby lub brzmienie jej głosu. W transie zapominamy o zewnętrznym świecie, o upływie czasu i często o sobie samym. Czasami jednak popadamy w stan transu, czyli głębokiego skupienia na rzeczywistości wewnętrznej. Wspominamy jakieś wydarzenie lub marzymy o czymś, co wydarzy się w przyszłości. Jeżeli robimy to w sposób intencjonalny, w pełni świadomy to mówimy o praktyce autohipnozy lub modlitwy.

Zarówno w  autohipnozie, jak i w modlitwie wyobrażamy sobie realizację upragnionego rezultatu: zdrowie, uwolnienie od nałogu, nową pracę, motywację do działania itd. W obu przypadkach można wyobrażać sobie zarówno upragniony stan, jak i proces do niego prowadzący. Robimy to dość szczegółowo, wraz z tym, jak radzimy sobie z przeszkodami, który mogą powstać na drodze do realizacji. Przypomina to także korzystanie z innej techniki psychologicznej, którą nazywamy „intencją wdrożeniową”.

Poza ego

W autohipnozie, podobnie jak w modlitwie komunikujemy się z czymś (kimś), co można określić jako „nie-ja”, czy też „nie-ego”. Zwracamy się do podświadomości, czy też „nieświadomego umysłu”, ewentualnie jakiejś części podświadomości, która odpowiedzialna jest za określone zachowania. Na przykład, osoba chcąca zredukować swój apetyt na słodycze, może zwrócić się do części podświadomości, która odpowiada za jedzenie słodyczy. Może zmotywować ją, by wybrała jakąś inną czynność, która tak samo dobrze, albo lepiej będzie zaspokajać tę samą potrzebę. Nie musi ona wiedzieć jak dokładnie będzie przebiegał proces redukcji apetytu na słodycze. Również nie musi wiedzieć jakie zachowanie zostanie wybrane przez podświadomość w zastępstwie jedzenia słodyczy. Jest jednak przekonana, że podświadomość znajdzie twórczy i pozytywny dla niej sposób zrealizowania tej sugestii.

Podczas modlitwy zachodzi bardzo podobny proces. W modlitwie jednak zwracamy się nie do podświadomości, lecz do Boga, czy też do Wyższej Świadomości, Boskości itp. Również nie musimy wiedzieć, w jaki sposób Bóg zrealizuje naszą prośbę. Pozostawiamy to Jego wolności i nieprzewidywalności.  Ufamy, że będą to dobre dla nas zmiany, że Bóg nam pomoże, ponieważ nas kocha. Poddajemy się mu całkowicie. Ufamy mu i poddajemy się Jego woli. Jednocześnie pojawia się w nas głębokie poczucie spokoju i ufności oraz przekonanie, że Bóg ma ogromną potęgę, wielką moc, wielokrotnie przekraczającą nasze możliwości i siły. Dzięki ufności w tę moc, mamy dostęp do nieograniczonego źródła energii.

Głęboka wiara w to, że coś więcej niż „moc ego”, czyli nasze własne możliwości, zaangażowane jest w dokonywanie zmiany, jest jednym z warunków jej skuteczności i trwałości. Zauważyli to już twórcy ruchu Anonimowych Alkoholików, którzy w 12 krokach umieścili takie punkty jak:
2. Uwierzyliśmy, że Siła Większa od nas samych może przywrócić nam zdrowie.
3. Postanowiliśmy powierzyć naszą wolę i nasze życie opiece Boga, jakkolwiek Go pojmujemy.

Komunikacja z podświadomością

W przypadku autohipnozy podobną rolę spełnia podświadomość, która dysponuje większymi zasobami niż świadomy umysł. Freudowskie wyobrażenie umysłu jako góry lodowej, dryfującej w ocenie, której tylko mały procent znajduje się na powierzchni (świadomość), a zdecydowana większość pod powierzchnią wody (podświadomość) jest doskonałą metaforą relacji między siłą świadomości i podświadomości. Gdyby siła świadomości była większa nikt nie miałby problemów z rzucaniem nałogów, motywowaniem się do działania, zmianą psychologiczną. Wystarczyłaby prosta decyzja świadomości. W procesie komunikowania się z podświadomością podczas autohipnozy możemy nawet otrzymywać od niej informacje zwrotne. Przybierają one postać wrażeń ideosensorycznych i ideomotorycznych, które umacniają nas w przekonaniu, że zmobilizuje ona wszystkie potrzebne zasoby, by dokonać zmiany, na której nam zależy.

W czysto subiektywnego, psychologicznego punktu widzenia różnice pomiędzy autohipnozą (hipnozą) i modlitwą są nieznaczne. Tylko od nas zależy, które podejście wybierzemy. Możliwe jest także podejście „hybrydowe”, które łączy ze sobą obie te praktyki. Przykładem takiego podejścia, do pewnego stopnia, jest praktyka modlitwy w Hunie. Uwzględnia ona modlitwę do Nadświadomości i zaangażowanie w nią podświadomości. Według Huny, tylko ona może nawiązać z Nadświadomością kontakt. Oczywiście istnieją także niezliczone i bardzo osobiste formy pracy z umysłem, które są przykładami  podejścia hybrydowego.

Skuteczność jest miarą prawdy

Najważniejsza w tym wszystkim jest skuteczność. W moim osobistym scenariuszu pracy z umysłem w stanie głębokiego transu jest miejsce na komunikację z podświadomością. Z różnymi częściami mojej podświadomości, przedstawienie im mojej intencji, pragnienia, obrazu końcowego. Kiedy jest to tylko możliwe (a tak jest w większości przypadków), wyobrażenie procesu prowadzącego do celu. Wraz ze sposobami pokonywania, pojawiających się na drodze do realizacji celu, przeszkód. Na koniec sesji zaangażowanie w proces realizacji mojej wizji Wyższej Mocy (Wyższej Świadomości, Nadświadomości), wyrażenie głębokiego zaufania jej Mocy oraz poddanie się Jej woli w zakresie sposobów realizacji mojej wizji. Jest także miejsce na poczucie wdzięczności.

W pracy z niektórymi problemami warto także otworzyć się na wyobrażenia, które sama podświadomość (w ujęciu modlitewnym będzie to Nadświadomość, Bóg lub Duch) przedstawia nam podczas transu-skupienia-modlitwy. Praca z wyobrażeniami, spontanicznie wypływającymi na powierzchnię świadomości, może przynieść bardzo szybkie rezultaty, ponieważ operujemy w naturalnym języku podświadomości. Przypomina to psychologiczną pracę z podświadomością podczas procesu świadomego śnienia, w metodzie „strumienia wyobraźni” (ImageStreaming), podczas szamańskiej podróży lub hipnotycznej regresji do poprzednich wcieleń. Pojawiające się w tych technikach metaforyczne i symboliczne wizje tylko delikatnie korygowane są przez świadomość. Często poprzez samą jej obecność. Zgodnie z zasadą mechaniki kwantowej, która mówi, że obecność obserwatora (świadomość) wpływa na wynik eksperymentu (podświadomość). Ten delikatny wpływ staje się jednak ziarnem zasianym w podświadomości, z którego w sprzyjających warunkach (regularność praktyki) może wyrosnąć ogromne drzewo życiowych zmian na lepsze.

Motywacja jest przereklamowana?

W świecie rozwoju osobistego, trenerów, coachów, mówców motywacyjnych zajmujących się zmianą psychologiczną, samodoskonaleniem,  tworzeniem lepszej jakości życia podkreśla się powszechnie wagę motywacji. Jest ona rozumiana jako źródło energii, stan emocjonalny pełen zapału, wiary w powodzenie i chęci działania. Motywacja jako źródło energii do zmiany wytwarzana jest poprzez zastosowanie szeregu technik psychologicznych, od zwykłej rozmowy poczynając, poprzez ćwiczenia z wizualizacją, pracę z ciałem, a na kilkudniowych treningach motywacyjnych kończąc.

Przyjemność motywacji

Stan motywacji wiąże się bardzo silnie ze specyficznym „koktajlem” neurotransmiterów i neurohormonów w ciele i mózgu, wśród których ogromną rolę odgrywa dopamina – neuroprzekaźnik, będący paliwem układu nagrody w mózgu, a właściwie układu oczekiwania nagrody. Stan motywacji to stan podwyższonego poziomu energii i oczekiwania nagrody, przyjemny stan podniecenia, który ma być motorem zmiany. Bardzo łatwo w to uwierzyć, ponieważ pod wpływem motywacji mamy mnóstwo energii i czujemy to w swoim ciele i umyśle. Stan ten jest także dość łatwo wywołać.

Okazuje się jednak, że badania nie potwierdzają wielkiej roli motywacji w dokonywaniu trwałych zmian, na którym ludziom zależy. Jeżeli chcemy zmienić nawyki żywieniowe i ruchowe, by jeść mniej, ale za to bardziej zdrowego i odżywczego jedzenia, więcej się ruszać, regularnie ćwiczyć, medytować, uczyć się języków itd., pokładamy wielką nadzieję w motywacji. Wszędzie podkreśla się jej rolę, ale nie ona jest najistotniejszym czynnikiem zmiany.

Motywacja jest bowiem zmienna, zależy od bardzo wielu czynników: od poziomu glukozy we krwi, od pogody, od nastroju, od okoliczności życiowych i innych zmiennych, które na poziom motywacji bardzo wpływają. Osoby pracujące nad zmianą zachowań i nawyków, często stają przed ścianą. Po kilku dniach silnej motywacji nic im się po prostu nie chce dalej pracować nad zmianą. Czują wypalenie i nawet „nie chce im się chcieć” cokolwiek robić. Jest to związane właśnie ze zmienną naturą motywacji, rozumianej jako stan emocjonalny, stan energetyczny. Zmienność jest jej naturą, podczas gdy do skutecznego działania potrzebna jest systematyczność.

Siła woli

Osoby odnoszące sukces w zmianie osobistej, z pewnością czują motywację na początku treningu nowego zachowania. Po jej wyczerpaniu korzystają z innego „paliwa” zmiany – siły woli, która służy do wyrobienia nowych nawyków. Siła woli jest uzależniona od aktywności kory przedczołowej, od poziomu stresu, od ilości podejmowanych decyzji. Zależy też od głębokiej motywacji, która nie jest jedynie stanem emocjonalnym, przyjemnym podnieceniem i ochotą na działanie, lecz jest głębokim zrozumieniem wartości, które stoją za zmianą. Osoby odnoszące sukces działają nawet wtedy, gdy nie mają ochoty na działanie, nawet wtedy gdy im się nie chce. W ten sposób korzystają ze swojej siły woli, która podlega treningowi. Siła woli jest bowiem bardzo podobna do siły mięśni. Wyczerpuje się z czasem, zużywa się w miarę kolejnych zadań, regeneruje się podczas przerwy, podczas snu, relaksacji itp. Podlega ona również treningowi, można ją po prostu w sobie wyćwiczyć, podejmując różnego rodzaju ćwiczenia.

Zauważono np. że osoby, które dbają o to, by regularnie medytować przez 10 minut dziennie, co jest stosunkowo niewielkim wysiłkiem dla siły woli, mają tendencję, by trzymać się nowej diety, regularnie ćwiczyć, czy lepiej dbać o swój budżet, wydając mniej pieniędzy na zaspokajanie chwilowych „zachcianek”. Podobny efekt zauważono u osób rozpoczynających regularne ćwiczenia. Jeżeli siła woli jest zaangażowana w niewielkim stopniu w jakieś systematyczne działanie, rośnie jak ćwiczony mięsień i potrafi udźwignąć dodatkowe obciążenia, np. lepiej trzyma się diety.

Potęga nawyków

Z czasem nowe działanie, podtrzymywane dzięki sile woli, zostaje przejmowane przez inne części naszego mózgu, tzw. jądra podstawy i stają się naszymi nawykami. Nie zużywamy wtedy na ich wykonywanie prawie żadnej energii. Wieloletni zawodnik albo mużyk, codziennie ćwiczy nawet nie zastanawiając się nad tym. To codzienna rutyna, rytuał nad którym nawet się nie zastanawia. Nie podejmuje decyzji, więc działanie nie wymaga od niego siły woli. Stało się nawykiem. To jest ideał skutecznego działania.

Badania nad osobami osiągającymi sukcesy potwierdziły, że najważniejszym czynnikiem sukcesu jest umiejętność wytworzenia w sobie szeregu właściwych nawyków działania. Niezależnie od poziomu motywacji, od poziomu energii wykonujemy swoje zadania. To jest najważniejszy składnik sukcesu. W tworzeniu nowych nawyków może nam bardzo pomóc trening siły woli, wysoki poziom świadomości (mindfulness), zdolność do uświadamiania sobie rządzących nami schematów myślenia, reakcji i emocji, umiejętność dystansowania się wobec nich oraz zarządzania nimi (medytacja). Można także skorzystać ze strategii mininawyków, wynikająca z filozofii kaizen.

Wychodzi ona z założenia, że największym problemem w tworzeniu nowych nawyków jest opór ze strony podświadomości, której zasadniczym zadaniem jest utrzymanie status quo. „Po co cokolwiek zmieniać skoro do tej pory jakoś udało się przeżyć”. To jest sposób „myślenia” podświadomości lub bardzo dużej jej części. Nie chcemy się tak naprawdę zmieniać. Radykalna zmiana wymaga od nas zbyt dużego wysiłku. Jest zbyt trudna. Filozofia kaizen i strategia mininwyków szanuje ten opór. Proponuje ona wprowadzanie zmian, które nie wymagają wysiłku, zatem nie wywołują oporu ze strony podświadomości. Są to zmiany zbyt małe, by wywoływać opór.

Moc jednej pompki

Jeden z wielkich propagatorów tego podejścia, Stephen Guise, postanowił na przykład, że codziennie będzie robił tylko jedną pompkę. Chciał wyrobić w sobie nawyk regularnego ćwiczenia. Dziesięć lat do tego podchodził, próbował wiele razy, zaczynał i porzucał trening po paru tygodniach. Zmiany były zbyt duże i wywoływały zbyt duży opór. Kiedy myślał, że znowu musi pójść na godzinny trening, wszystko w nim krzyczało „nie”. Kiedy jednak zmienił strategię działania i postawił sobie zadanie „zrobię tylko jedną pompkę”, nie było problemu. Nie było żadnego oporu. Po prostu wstawał i robił jedną pompkę. Jednak w 90% podejść, kiedy już zrobił jedną pompkę, „coś” w nim mówiło: „hej, to nie jest takie trudne, mogę zrobić jeszcze parę dodatkowych pompek” i robił koleje ćwiczenia.

Jego zadaniem zawsze było zrobienie tylko jednej pompki, ale regularnie przekraczał normę. W ten sposób, po kilku miesiącach, działanie zostało przejęte przez jądra podstawy w jego mózgu. Wytworzył się nawyk codziennego ćwiczenia. Nie wymagało to z jego strony żadnego wysiłku woli ani stanu motywacji. Niezależnie od tego jak bardzo źle, czy podle się czuł, jak bardzo był zmęczony lub jak bardzo skomplikowała się jego sytuacja życiowa, zawsze był w stanie zrobić tą jedną pompkę dziennie. Czasami robił ją w łóżku, na chwilę przez zaśnięciem, gdy zapomniał poćwiczyć w ciągu dnia.

Paliwo sukcesu

Podobnie postąpił z pisaniem. Podjął zadanie pisania codziennie 50 słów, które regularnie przekraczał. Dzięki strategii mininawyków podniósł swoją produktywność jako pisarza trzykrotnie. W ten sposób można postąpić z każdym innym, dobrym nawykiem. To może być np. pice większej ilości wody, regularne uczenie się języka obcego, medytacja, praca twórcza, dokształcanie się, czytanie itd.

Motywacja jest zdecydowanie przereklamowana na rynku rozwoju osobistego, łatwo ją wzbudzić, ale także łatwo uzależnia. Dopamina, która aktywowana jest w stanie motywacji, aktywuje się także podczas przyjmowania kokainy, w uzależnieniu od seksu, hazardu, alkoholu itd. Nic dziwnego, że wśród ludzi zainteresowanych rozwojem osobistym możemy spotkać tysiące osób uzależnionych od przyjemnego stanu motywacji. Biegają z jednego treningu, kursu, warsztatu rozwoju osobistego na kolejny. Wydają tysiące, a nawet dziesiątki tysięcy złotych, by „podładować akumulatory” w grupie prowadzonej przez charyzmatycznego guru, mistrza, motywatora itp. Kręcą się kółko, nie odnoszą żadnego sukcesu. W stanie przyjemnego podniecenia pod wpływem dopaminy, „oczekują na nagrodę”. Tak po prostu działa dopamina. „Dealerzy dopaminy” zawsze znajdą swoich klientów. Kiedyś jednak trzeba się z tego uzależnienia wyrwać i zacząć przeprowadzać prawdziwe zmiany życiowe oparte o właściwe narzędzia.