Piekło nieśmiałości

Cóż za uroczy, nieśmiały, młody człowiek? Ona mnie rozczula, jest taka nieśmiała. Niektórzy ludzie myślą, że nieśmiałość jest uroczą cechą, że cechuje ludzi wrażliwych i delikatnych. Sami nieśmiali tak nie myślą. Z niewiadomych (nieświadomych) przyczyn nieśmiałość rozwinęła się u nich i nie pozwala na przykład poznać osoby, która im się podoba. Boją się odrzucenia, więc w ogóle nie podejmują żadnego ryzyka. Nie są na tyle „przebojowi” (po prostu normalni), żeby poderwać wymarzoną osobę, pójść na wymarzone studia, dostać wymarzona pracę, awansować lub założyć firmę. Nieśmiałość jest okropna, nie pozwala w pełni żyć. Powie nam to każdy nieśmiały, uroczy, młody człowiek.

Dlaczego nieśmiałość nas rozczula? Ponieważ „nieśmiały” nie stanowi zagrożenia, nie jest żadną dla nas konkurencją. Czujemy się bezpieczni. Dla niego samego jest to powód do frustracji.

Jak walczyć z nieśmiałością?

Na szczęście z nieśmiałością można walczyć i to bardzo skutecznie. Miałem już bardzo wielu klientów, którzy dość szybko rozwiązali ten problem. Z pewnością podstawą nieśmiałości w wielu przypadkach jest niska samoocena. Polega ona na tym, że sami o sobie nie myślimy zbyt pozytywnie. Oceniamy siebie „niżej” niż drugą osobę. Nieśmiały mężczyzna, który boi się podejść do pięknej kobiety na przyjęciu myśli sobie: Ona jest taka piękna, kim ja jestem, żebym zawracał jej głowę. Z pewnością ma już faceta, który jest ode mnie przystojniejszy, bogatszy, bardziej przebojowy itd. Nic dziwnego, że z tego rodzaju myślami, nie zrobi kroku w jej kierunku. Ze zmianą myśli i przekonań można pracować na wiele różnych sposobów.

Można na przykład wyrobić w sobie przekonanie, że jest się „najlepszą pod słońcem okazją” dla kobiet. Na specjalnych kursach uwodzenia, przy pomocy technik hipnotycznych, instaluje się w podświadomości nieśmiałych mężczyzn tego rodzaju przekonania. Po szeregu ćwiczeń i indukcji hipnotycznych, wychodzą oni do centrów handlowych i podrywają (albo starają się poderwać) piękne dziewczyny. Różna jest skuteczność ich zabiegów, ale faktem jest, że przełamują swoją nieśmiałość. Problem polega tylko na tym, że przekonanie takie jest niezgodne z rzeczywistością. Na krótką metę może działać, to po jakimś czasie podświadomość zderzy się z faktami.

Czy to jedyny sposób?

Proponuję pójść trochę inną drogą, którą można stosować do końca życia. Jest ona oparta na jednym z najgłębszych wglądów w naturę rzeczywistości i ludzkiego umysłu. Dokonał go Buddę i inni mędrcy już parę tysięcy lat temu. Budda stwierdził mianowicie, że każdy człowiek, który nie jest w stanie oświecenia, cierpi. Cierpienie to wielkie słowo, kojarzy nam się z ogromną intensywnością bólu fizycznego lub emocjonalnego. Jednak palijskie „dukha”, którego używał Budda, oznacza raczej rodzaj braku pełnej satysfakcji z życia, braku szczęścia i głębokiej trwałej radości. Takimi właściwościami cechuje się właśnie stan oświecenia.

Jeżeli osoba nieśmiała zrozumie, że każdy człowiek, nawet ta najpiękniejsza dziewczyna na przyjęciu, która wydaje się być wybranką bogów, otoczona przez atrakcyjnych mężczyzn, tak naprawdę w głębi duszy cierpi i zasługuje na współczucie (to coś zupełni innego niż litość), z pewnością inaczej zacznie postrzegać całą sytuację i pomoże jej to przezwyciężyć swoja nieśmiałość. Poczucie niższości nie zostaje tu zastąpione poczuciem wyższości, tylko delikatnym współczuciem, które stawia nas wszystkich na tym samym poziomie, ponieważ WSZYSCY cierpimy, jak stwierdził to Budda.

Problem polega tylko na tym, że tego rodzaju świadomość, pojawia się w nas dopiero po pewnym czasie refleksji, natomiast w życiu reagujemy w ciągu sekund oraz reagujemy w sposób automatyczny, bezrefleksyjny, nieświadomy.

Jak zaprogramować nieświadomy umysł?

Dlatego potrzebne są regularne praktyki pracy z umysłem, medytacje i techniki transowe, żeby to głębokie, mądre i prawdziwe przekonanie o tym, że każdy z nas żyje w poczuciu braku pełnej satysfakcji z życia, dopóki nie staniemy się oświeceni, zapadło głęboko w podświadomość i stamtąd działało automatycznie w każdym momencie życia. Musimy regularnie wzbudzać w sobie tego rodzaju świadomość. Uzyskamy wtedy trwałe połączenie pomiędzy spotkaniem innej osoby, a pojawieniem się świadomości „współczucia” (karuna, które nie jest litością).

Oprócz tego warto mieć także opanowanych kilka różnych wzorców swobodnych „rozmów o niczym”. Na wypadek spotkania miłości swojego życia na przyjęciu, ale są to już tylko drugorzędne szczegóły. Podstawą jest właściwa postawa psychologiczna. Trzeba także wiedzieć, że zmiana w podświadomości wymaga „eksperymentu behawioralnego”, czyli mówiąc po ludzku, wymaga działania. Podświadomość potrzebuje realnego doświadczenia, które będzie utrwalało zmianę przekonania.

Młody człowiek na kursie uwodzenia, który z trenerem wychodzi na miasto i po lekkim „praniu mózgu” podchodzi do pięknej dziewczyny w Empiku.  Zaczyna z nią rozmowę i zachowuje się inaczej niż do tej pory. Myśli sobie: „skoro stać mnie na to, by podejść do nieznajomej, pięknej kobiety i zacząć z nią rozmawiać to znaczy, że wcale nie jestem taki nieśmiały, jak do tej pory myślałem”. Zaczyna się w nim wyrabiać i utrwalać nowe przekonanie, które wynika z doświadczenia. Na początku oczywiście wyobraża sobie cała akcję w transie. Łączy w wyobraźni działanie z przyjemnymi emocjami, ale później musi dokonać tego w rzeczywistości. Trans służy zawsze tylko jako przygotowanie do działania i nie może zastępować działania.

Potrzebne są realne działania w świecie

Osoby pracujące z lękiem społecznym, z niechęcią do występowania przed całymi grupami ludzi, są proszeni o znalezienie okazji do wypróbowania zmian, których dokonują, słuchając nagrań. Poszukują okazji, by choć przez chwilę wystąpić przed grupą ludzi. Wykonać tzw. „eksperyment behawioralny„. Na zebraniu szkolnym, w kościele, na spotkaniu grupy hobbystów itp. Podświadomość stopniowo uczy się nowych zachowań i przyjmuje wynikające z nich przekonania. Sprzężenie zwrotne pomiędzy światem i podświadomością zaczyna pracować dla nas, a nie przeciwko nam.

Im więcej więc nieśmiałych, wrażliwych i delikatnych młodych ludzi zacznie rozumieć, że wszyscy nieoświeceni cierpią i w głębi duszy potrzebują pomocy (postawa boddhisattwy) oraz potrzebują kontaktu, tym lepiej. Zaczną wtedy pozbywać się swojej chorobliwej nieśmiałości. Być może wtedy piękne kobiety nie będą już narażone na kontakty z facetami-troglodytami. Oni naprawdę myślą o sobie, że są najwspanialszymi, najbardziej atrakcyjnymi mężczyznami dla najpiękniejszych kobiet. Tacy faceci nie mają problemów z nieśmiałością, to piękne kobiety mają problemy z takimi facetami!

Uwaga! Tu znajdziesz hipnotyczne nagranie personalizowane „Uwolnij się od nieśmiałości„.

Czy hipnoza i autohipnoza to manipulacja?

Wiele osób utożsamia hipnozę i autohipnozę z technikami manipulacji. Myślą oni, że autohipnoza polega na stworzeniu wizji i powtarzaniu jej tak długo, aż podświadomość w nią uwierzy. W tym sensie autohipnoza byłaby samooszukiwaniem się. Osoba odchudzająca się będzie zatem wizualizować w procesie autohipnozy siebie samą jako szczupłą. Podświadomość zmanipulowana takim obrazem ma zmienić swoje zachowania w ten sposób, by zrealizować tę wizję w rzeczywistości. To dość powszechne przekonanie o mechanizmach działania procesu autohipnozy jest nie tylko fałszywe. Jest ono także źródłem technik psychologicznych, które okazują się nieskuteczne. To jedno wielkie nieporozumienie.

Nieetyczna i niebezpieczna hipnoza

Hipnoza i autohipnoza nie jest sposobem samooszukiwania się, manipulacji, choć może być użyta w ten sposób. Jest to jednak przejście na ciemną stronę mocy. Nieetyczny hipnotyzer może zmanipulować inną osobę przy pomocy technik ukrytej hipnozy, czyli hipnozy konwersacyjnej. Wykorzystuje stany bardzo lekkiego transu, które towarzyszą nam w codziennym życiu, by skłonić nas do szkodliwych dla nas zachowań. Z tego typu technik korzystają nieetyczni sprzedawcy, doradcy klienta, uwodziciele, fałszywi guru, nieetyczni uzdrowiciele, mówcy motywacyjni, trenerzy, coachowie itp. Hipnoza może być użyta w sposób nieetyczny i bywa narzędziem wywierania wpływu w rękach prawdziwych oszustów. Nie jest to jednak jej istotą. Hipnoza użyta we właściwy sposób jest sposobem na komunikację z podświadomością w stanie transu. Pomaga uruchomić podświadome procesy, prowadzące do uzyskania korzyści dla klienta: schudnięcia, zmiany postaw, przekonań i zachowań, zwiększenia kontroli emocjonalnej, lepszego radzenia sobie ze stresem, samoleczenia itp.

W podobny sposób działa autohipnoza, czyli metoda wpływania na własną podświadomość. Uruchamia ona twórczy proces zmiany na poziomie podświadomym, prowadzący do osiągnięcia naszego celu. Nie ma to nic wspólnego z samooszukiwaniem się, wmawianiem sobie czegokolwiek, udawaniem i innymi formami automanipulacji. Samooszukiwanie się w stanie transu nie działa! Przekonało się o tym mnóstwo osób, które próbowały, poprzez wizualizację, pomóc sobie w zrzuceniu zbędnego tłuszczu. Badania pokazały, że osoby wizualizujące siebie jako szczupłe, zrzucały mniej tłuszczu niż te, które tego nie robiły. Samooszukiwanie się nie działa, ale to nie jest prawdziwa autohipnoza, choć niektórzy mogą tak myśleć.

Autohipnoza w skutecznej terapii

Skuteczna autohipnoza to nie jest magią. To proces bardzo często wprzęgnięty w niezwykle racjonalne formy oddziaływania na swój własny mózg. Wykorzystywana jest od wielu lat z powodzeniem w wielu formach skutecznej psychoterapii. Często nie jest nazywana autohipnozą, by nie wywoływać negatywnych skojarzeń. W bardzo skutecznej metodzie psychoterapeutycznej, jaką jest Racjonalna Terapia Zachowania (RTZ), autohipnoza występuje pod nazwą treningu Racjonalnej Wyobraźni Emocjonalnej. Dzięki temu treningowi klient uczy swój mózg odpowiedniego sposobu reagowania w sytuacjach, w których wcześniej reagował niewłaściwie, np. lękiem, stresem, objadaniem się słodyczami, piciem alkoholu, agresją itd.

Praca z własnym mózgiem, czy też własną podświadomością jest jednak częścią bardzo racjonalnego procesu zrozumienia mechanizmów działania naszego umysłu. Nie ma nic wspólnego z magicznym oczekiwaniem, że wystarczy tylko wyobrazić sobie efekt końcowy, a „wszechświat załatwi resztę”. Pomimo że często opisują to w ten sposób new-ageowi autorzy podręczników tzw. „pozytywnego myślenia”. Jest to z pewnością wizja niezwykle kusząca i silnie wpływa na nasze „wewnętrzne dziecko”, które chętnie wierzy w magię. Niestety, tego rodzaju magia jest w zdecydowanej większości przypadków nieskuteczna. W odróżnieniu od prawdziwej autohipnozy, która oparta jest na rzeczywistości i realnych mechanizmach działania mózgu.

Dysonans poznawczo-emocjonalny

Jednym z mechanizmów odkrytych przez twórcę Racjonalnej Terapii Zachowania, czyli profesora Maxie Maultsby’ego, jest zjawisko dysonansu poznawczo-emocjonalnego. To właśnie ono odpowiedzialne jest za wiele niepowodzeń w terapii  oraz niewłaściwym stosowaniu autohipnozy. Dysonans poznawczo-emocjonalny wypływa z faktu, że stare zachowania i przekonania, pomimo że  nam nie służą, funkcjonowały od lat i stały sie naszą „drugą naturą”. Kiedy wyobrażamy sobie nowe, lepsze dla nas zachowania, odczuwamy je jako sztuczne, nieprawdziwe, nieautentyczne, podczas gdy są one dla nas jedynie nowe.

Kiedy poddamy się temu niekomfortowemu odczuciu dysonansu i odrzucimy pracę z wyobraźnią, przerwiemy proces autohipnozy. Stracimy szansę na prawdziwą przemianę. Na przykład, osoba odchudzająca się wyobraża sobie, że uwielbia ćwiczyć, że ćwiczenia sprawiają jej przyjemność, może mieć ona jednak wrażenie, że jest to dla niej coś nienaturalnego. Jest to odczucie podobne do sytuacji gdy ktoś prowadzący przez wiele lat samochód w Polsce, gdzie panuje ruch prawostronny, wsiądzie do samochodu w Anglii, gdzie panuje ruch lewostronny. Też będzie mieć wrażenie „nienaturalności” swojego działania. Wszystko będzie w nim krzyczało, by zjechać na prawą stronę. A przecież ani ruch prawostronny, ani lewostronny nie jest naturalny. Po prostu jesteśmy do jednego z nich przyzwyczajeni. Nasz mózg przez wiele lat doświadczeń zdołał już oswoić się z nim i uznać za naturalny.

Wiedza to potęga

Podobnie jest z ćwiczeniami. Ktoś, kto nie ćwiczy regularnie, nie jest w stanie wyobrazić sobie, że ćwiczenie sprawia mu naturalną radość, ponieważ nie doświadczał połączenia ćwiczeń i przyjemności do tej pory. Kojarzy  ćwiczenie z wysiłkiem, zmęczeniem oraz niepowodzeniem. Gdy będzie wyobrażać sobie, w procesie autohipnozy, że ćwiczenie sprawia radość pojawi się dysonans poznawczo-emocjonalny. Może on sprawić, że zanim mózg przyswoi sobie nowe zachowanie i uzna je za „naturalne”, zrezygnujemy z tego zachowania, przestaniemy ćwiczyć. Świadomość istnienia tego mechanizmu psychologicznego pozwala nam nad nim zapanować i praktykować autohipnozę pomimo nieprzyjemnego odczucia nienaturalności. Nagrodą za wytrwałość będzie prawdziwa zmiana w podświadomości. Pojawienie się nowego, zdrowego nawyku, który odczuwać będziemy jako naturalny, i który doprowadzi nas do sukcesu.

Być może dlatego ludzie, którzy ulegli dysonansowi poznawczo-emocjonalnemu, uważają że autohipnoza jest nienaturalna, sztuczna i jest formą samooszukiwania się. Prawda jest jednak inna. Jest to jedna z najskuteczniejszych metod zmiany nawyków, zmiany podświadomych przekonań i wzorców reakcji emocjonalnych. Stosuje się ją od setek, a nawet tysięcy lat. Badania i obserwacje poczynione w ostatnich kilkudziesięciu latach dostarczyły racjonalnego, naukowego potwierdzenia oraz wyjaśnienia mechanizmów skutecznego działania autohipnozy.

Klucz do skutecznej wizualizacji

Jednym z podstawowych błędów wielu osób próbujących stosować wizualizację i autohipnozę do wpływania na swoją podświadomość jest pozostawianie jej na poziomie samego umysłu, tylko na poziomie wyobraźni. Niezwykle ważna jest zdolność do skupienia uwagi na wyobrażonych doświadczeniach. Najistotniejszym jednak czynnikiem skuteczności wizualizacji jest uruchomienie procesów neurochemicznych w głębszych warstwach mózgu oraz w ciele, co związane jest z aktywacją emocji.

Pamięć ciała

Wizualizowane doświadczenia muszą pobudzać nas emocjonalnie, ponieważ tylko w ten sposób aktywowany jest cały zestaw neuropeptydów, neurohormonów i innych substancji. Zaczynają one nie tylko krążyć z całym mózgu, ale także w naszym ciele. Mówimy o tzw. pamięci ciała, która odpowiada za szereg automatycznych reakcji na bodźce z otoczenia. Wzorce reakcji emocjonalnych i przekonań o rzeczywistości, silnie wbudowane w podświadomość, utrwalane są neurochemicznie poprzez silne lub powtarzające się emocje.

Dlaczego tak bardzo różnimy się w ocenach rzeczywistości, ocenach własnych możliwości, a nawet w poziomie reakcji stresowej. Warunkuje ona siłę naszego systemu odpornościowego i zapadalność na choroby cywilizacyjne. Należą do nich: nadciśnienie, choroby układu krążenia, nowotwory, choroby autoimmunologiczne, alergie, choroby reumatyczne itd. Jestem przekonany, że zależy to od podświadomych matryc, według których interpretujemy świat. Te matryce tworzone są głównie w dzieciństwie i wieku dojrzewania i potem przez całe życie wzmacniane kolejnymi doświadczeniami.

Znaczenie przeżyć z dzieciństwa

Jeżeli mieliśmy tzw. trudne dzieciństwo lub czas dojrzewania (a kto z nas nie miał w tym czasie trudności), w naszej podświadomości zostały ukształtowane przekonania o świecie. „Świat jest pełen niegodziwości”, „trzeba uważać na ludzi”, „ludzie są podstępni i chciwi”, „nic mi się nie udaje”, „jestem nieudacznikiem”, „ludzie bogaci to złodzieje”, „życie to cierpienie” oraz setki innych przekonań, z którymi związane są negatywne emocje. Te emocje z kolei związane są określonym koktajlem neurochemicznym w mózgu. Zaczyna on krążyć po całym ciele i docierać do komórek systemu immunologicznego oraz komórek narządów ciała, osłabiając je.

Jeżeli ten proces trwa latami, obfitując nie tylko w negatywne doświadczenia ale także w ciągłe rozpamiętywanie tych doświadczeń, wracanie do nich pamięcią i wyobraźnią, aktywowanie ciągle tych samych, negatywnych emocji, zaczynamy chorować. Wiadomo nawet jakiego rodzaju emocje, które zostały utrwalone w postaci określonych postaw życiowych, odpowiedzialne są za konkretne choroby. Podświadoma podejrzliwość i wrogość w stosunku do świata wiąże się z chorobami serca i zawałami. Poczucie straty, osamotnienia i krzywdy wiąże się z nowotworami itp.

Klucz do podświadomości

Emocje są kluczem do podświadomości. Jeżeli chcemy coś w niej zmienić, musimy w swojej wizualizacji uwzględnić ich obecność. Bez emocji, wizualizacja będzie tylko zwykłą grą wyobraźni i nie będzie miała żadnego wpływu na podświadomość. Im silniejsze będziemy przeżywać emocje, tym większy będzie ich wpływ na nasz mózg i ciało. Jeżeli zatem chcemy zacząć uzdrawiać nasze ciało poprzez wizualizację, musimy świadomie zadbać o jakość naszych emocji. Jeżeli już chorujemy, nie jest to łatwe zadanie, ponieważ choroba sama w sobie jest stresem i źródłem negatywnych emocji. Musimy jednak umieć uwolnić się od rzeczywistości choć na chwilę podczas sesji autohipnozy czy wizualizacji. Po to mamy wyobraźnię. Po to mamy sztukę i dobrą rozrywkę.

Musimy zadbać o swoje emocje, stosować konsekwentnie i systematycznie higienę emocjonalną. Nie pozwalajmy sobie na ciągłe wracanie do negatywnych emocji. Nie oglądajmy wiadomości, które nas denerwują, wprawiają w zły nastrój, nie przebywajmy z ludźmi, którzy są przepełnieni negatywnymi myślami itp. Ważne to jest szczególnie na początku naszej drogi powrotu do zdrowia. Nie mamy jeszcze wtedy silnie utrwalonych nowych, pozytywnych postaw i łatwo wpadamy w stare koleiny. Później spokojnie możemy znosić tzw. negatywne środowisko. Będziemy na tyle silni, by nie poddawać się jego narracji, lecz spokojnie słuchać, odczuwając raczej wypływające ze zrozumienia współczucie. Jest ono bardzo pozytywną i wzmacniającą nasze ciało, emocją.

Wartość kontroli informacyjnej

Warto więc świadomie kształtować otoczenie informacyjne. Nie wchodzić na długo na Facebook i inne media społecznościowe, które wypełnione jest negatywnymi informacjami oraz przekazami wywołującymi negatywne emocje (np. zazdrość, poczucie niskiej wartości). Warto nabrać dystansu do bieżącej polityki, a zamiast tego czas poświęcić na spotykania z pozytywnymi osobami, zabawę z psem lub kotem, twórczość, dobrą literaturę piękną, filozoficzną i psychologiczną, słuchanie muzyki, spacery w miłym towarzystwie itp. Szczególną rolę w procesie powrotu do zdrowia zajmują medytacja i wizualizacja. Medytacja pozwala na uwolnienie świadomości od hipnotyzującego utożsamienia z własnym „ego-osobowością-historią osobistą”. Pozwala powrócić to podstawowej prawdy o własnej istocie, która ma charakter duchowy. Wizualizacja zaś jest sposobem na niezwykle silne aktywowanie pozytywnych emocji i dostarczanie nowego, zdrowszego koktajlu neurochemicznego naszemu mózgowi i ciału.

Aby miało to skutek, podobnie jak zażywanie lekarstwa podczas leczenia chorób przewlekłych, trzeba to robić przez dłuższy czas i regularnie. Możemy sobie to wyobrazić jako codzienne wypijanie porcji dobrych emocji. Wizualizacja nie musi trwać długo, może zając tylko parę minut, ale powinna być praktykowana często i systematycznie. Wtedy nasz mózg będzie regularnie produkował prawdziwy „eliksir zdrowia” i rozprowadzał go do wszystkich komórek naszego ciała. Im silniejsze będą te pozytywne emocje, tym lepszy będzie ich wpływ na podświadomość, mózg i ciało.

Siła pozytywnych obrazów

Wizualizacja może dotyczyć pozytywnego działania albo radości z osiągniętego celu w postaci zdrowia.  Może dotyczyć postaw życiowych. Na przykład, wizualizacja wielkiego współczucia w postaci światła. Zaczyna się ono w sercu i obejmuje coraz większy obszar i coraz większą liczbę ludzi. Może wiązać z religią, jak wizualizacja słynnej postaci z obrazu „Jezu, ufam Tobie” wraz z uczuciem głębokiego zaufania Bogu, poczucia bezpieczeństwa i spokoju. Możemy także wracać pamięcią do wydarzeń z przeszłości, za które odczuwamy największą wdzięczność w stosunku do losu lub Boga itp.

Nie jest tak bardzo ważne czego ta wizualizacja będzie dotyczyć. Ważne by dostarczała nam głębokich i silnych, pozytywnych, uzdrawiających emocji: wdzięczności, miłości, radości, poczucia szczęścia, poczucia bezpieczeństwa, ufności, poczucia dumy i satysfakcji, życzliwości, przyjemności, rozkoszy, serdeczności, ekscytacji, odprężenia, entuzjazmu oraz wielu, wielu innych. Możemy poczuć te emocje, skupić na nich całą uwagę i dzięki temu wzmocnić je. Przebudujemy w ten sposób podświadomość. Zmienimy podświadome wzorce reakcji i postawy życiowe na takie, które sprzyjają naszemu zdrowiu i szczęściu.

Motywacja jest przereklamowana?

W świecie rozwoju osobistego, trenerów, coachów, mówców motywacyjnych zajmujących się zmianą psychologiczną, samodoskonaleniem,  tworzeniem lepszej jakości życia podkreśla się powszechnie wagę motywacji. Jest ona rozumiana jako źródło energii, stan emocjonalny pełen zapału, wiary w powodzenie i chęci działania. Motywacja jako źródło energii do zmiany wytwarzana jest poprzez zastosowanie szeregu technik psychologicznych, od zwykłej rozmowy poczynając, poprzez ćwiczenia z wizualizacją, pracę z ciałem, a na kilkudniowych treningach motywacyjnych kończąc.

Przyjemność motywacji

Stan motywacji wiąże się bardzo silnie ze specyficznym „koktajlem” neurotransmiterów i neurohormonów w ciele i mózgu, wśród których ogromną rolę odgrywa dopamina – neuroprzekaźnik, będący paliwem układu nagrody w mózgu, a właściwie układu oczekiwania nagrody. Stan motywacji to stan podwyższonego poziomu energii i oczekiwania nagrody, przyjemny stan podniecenia, który ma być motorem zmiany. Bardzo łatwo w to uwierzyć, ponieważ pod wpływem motywacji mamy mnóstwo energii i czujemy to w swoim ciele i umyśle. Stan ten jest także dość łatwo wywołać.

Okazuje się jednak, że badania nie potwierdzają wielkiej roli motywacji w dokonywaniu trwałych zmian, na którym ludziom zależy. Jeżeli chcemy zmienić nawyki żywieniowe i ruchowe, by jeść mniej, ale za to bardziej zdrowego i odżywczego jedzenia, więcej się ruszać, regularnie ćwiczyć, medytować, uczyć się języków itd., pokładamy wielką nadzieję w motywacji. Wszędzie podkreśla się jej rolę, ale nie ona jest najistotniejszym czynnikiem zmiany.

Motywacja jest bowiem zmienna, zależy od bardzo wielu czynników: od poziomu glukozy we krwi, od pogody, od nastroju, od okoliczności życiowych i innych zmiennych, które na poziom motywacji bardzo wpływają. Osoby pracujące nad zmianą zachowań i nawyków, często stają przed ścianą. Po kilku dniach silnej motywacji nic im się po prostu nie chce dalej pracować nad zmianą. Czują wypalenie i nawet „nie chce im się chcieć” cokolwiek robić. Jest to związane właśnie ze zmienną naturą motywacji, rozumianej jako stan emocjonalny, stan energetyczny. Zmienność jest jej naturą, podczas gdy do skutecznego działania potrzebna jest systematyczność.

Siła woli

Osoby odnoszące sukces w zmianie osobistej, z pewnością czują motywację na początku treningu nowego zachowania. Po jej wyczerpaniu korzystają z innego „paliwa” zmiany – siły woli, która służy do wyrobienia nowych nawyków. Siła woli jest uzależniona od aktywności kory przedczołowej, od poziomu stresu, od ilości podejmowanych decyzji. Zależy też od głębokiej motywacji, która nie jest jedynie stanem emocjonalnym, przyjemnym podnieceniem i ochotą na działanie, lecz jest głębokim zrozumieniem wartości, które stoją za zmianą. Osoby odnoszące sukces działają nawet wtedy, gdy nie mają ochoty na działanie, nawet wtedy gdy im się nie chce. W ten sposób korzystają ze swojej siły woli, która podlega treningowi. Siła woli jest bowiem bardzo podobna do siły mięśni. Wyczerpuje się z czasem, zużywa się w miarę kolejnych zadań, regeneruje się podczas przerwy, podczas snu, relaksacji itp. Podlega ona również treningowi, można ją po prostu w sobie wyćwiczyć, podejmując różnego rodzaju ćwiczenia.

Zauważono np. że osoby, które dbają o to, by regularnie medytować przez 10 minut dziennie, co jest stosunkowo niewielkim wysiłkiem dla siły woli, mają tendencję, by trzymać się nowej diety, regularnie ćwiczyć, czy lepiej dbać o swój budżet, wydając mniej pieniędzy na zaspokajanie chwilowych „zachcianek”. Podobny efekt zauważono u osób rozpoczynających regularne ćwiczenia. Jeżeli siła woli jest zaangażowana w niewielkim stopniu w jakieś systematyczne działanie, rośnie jak ćwiczony mięsień i potrafi udźwignąć dodatkowe obciążenia, np. lepiej trzyma się diety.

Potęga nawyków

Z czasem nowe działanie, podtrzymywane dzięki sile woli, zostaje przejmowane przez inne części naszego mózgu, tzw. jądra podstawy i stają się naszymi nawykami. Nie zużywamy wtedy na ich wykonywanie prawie żadnej energii. Wieloletni zawodnik albo mużyk, codziennie ćwiczy nawet nie zastanawiając się nad tym. To codzienna rutyna, rytuał nad którym nawet się nie zastanawia. Nie podejmuje decyzji, więc działanie nie wymaga od niego siły woli. Stało się nawykiem. To jest ideał skutecznego działania.

Badania nad osobami osiągającymi sukcesy potwierdziły, że najważniejszym czynnikiem sukcesu jest umiejętność wytworzenia w sobie szeregu właściwych nawyków działania. Niezależnie od poziomu motywacji, od poziomu energii wykonujemy swoje zadania. To jest najważniejszy składnik sukcesu. W tworzeniu nowych nawyków może nam bardzo pomóc trening siły woli, wysoki poziom świadomości (mindfulness), zdolność do uświadamiania sobie rządzących nami schematów myślenia, reakcji i emocji, umiejętność dystansowania się wobec nich oraz zarządzania nimi (medytacja). Można także skorzystać ze strategii mininawyków, wynikająca z filozofii kaizen.

Wychodzi ona z założenia, że największym problemem w tworzeniu nowych nawyków jest opór ze strony podświadomości, której zasadniczym zadaniem jest utrzymanie status quo. „Po co cokolwiek zmieniać skoro do tej pory jakoś udało się przeżyć”. To jest sposób „myślenia” podświadomości lub bardzo dużej jej części. Nie chcemy się tak naprawdę zmieniać. Radykalna zmiana wymaga od nas zbyt dużego wysiłku. Jest zbyt trudna. Filozofia kaizen i strategia mininwyków szanuje ten opór. Proponuje ona wprowadzanie zmian, które nie wymagają wysiłku, zatem nie wywołują oporu ze strony podświadomości. Są to zmiany zbyt małe, by wywoływać opór.

Moc jednej pompki

Jeden z wielkich propagatorów tego podejścia, Stephen Guise, postanowił na przykład, że codziennie będzie robił tylko jedną pompkę. Chciał wyrobić w sobie nawyk regularnego ćwiczenia. Dziesięć lat do tego podchodził, próbował wiele razy, zaczynał i porzucał trening po paru tygodniach. Zmiany były zbyt duże i wywoływały zbyt duży opór. Kiedy myślał, że znowu musi pójść na godzinny trening, wszystko w nim krzyczało „nie”. Kiedy jednak zmienił strategię działania i postawił sobie zadanie „zrobię tylko jedną pompkę”, nie było problemu. Nie było żadnego oporu. Po prostu wstawał i robił jedną pompkę. Jednak w 90% podejść, kiedy już zrobił jedną pompkę, „coś” w nim mówiło: „hej, to nie jest takie trudne, mogę zrobić jeszcze parę dodatkowych pompek” i robił koleje ćwiczenia.

Jego zadaniem zawsze było zrobienie tylko jednej pompki, ale regularnie przekraczał normę. W ten sposób, po kilku miesiącach, działanie zostało przejęte przez jądra podstawy w jego mózgu. Wytworzył się nawyk codziennego ćwiczenia. Nie wymagało to z jego strony żadnego wysiłku woli ani stanu motywacji. Niezależnie od tego jak bardzo źle, czy podle się czuł, jak bardzo był zmęczony lub jak bardzo skomplikowała się jego sytuacja życiowa, zawsze był w stanie zrobić tą jedną pompkę dziennie. Czasami robił ją w łóżku, na chwilę przez zaśnięciem, gdy zapomniał poćwiczyć w ciągu dnia.

Paliwo sukcesu

Podobnie postąpił z pisaniem. Podjął zadanie pisania codziennie 50 słów, które regularnie przekraczał. Dzięki strategii mininawyków podniósł swoją produktywność jako pisarza trzykrotnie. W ten sposób można postąpić z każdym innym, dobrym nawykiem. To może być np. pice większej ilości wody, regularne uczenie się języka obcego, medytacja, praca twórcza, dokształcanie się, czytanie itd.

Motywacja jest zdecydowanie przereklamowana na rynku rozwoju osobistego, łatwo ją wzbudzić, ale także łatwo uzależnia. Dopamina, która aktywowana jest w stanie motywacji, aktywuje się także podczas przyjmowania kokainy, w uzależnieniu od seksu, hazardu, alkoholu itd. Nic dziwnego, że wśród ludzi zainteresowanych rozwojem osobistym możemy spotkać tysiące osób uzależnionych od przyjemnego stanu motywacji. Biegają z jednego treningu, kursu, warsztatu rozwoju osobistego na kolejny. Wydają tysiące, a nawet dziesiątki tysięcy złotych, by „podładować akumulatory” w grupie prowadzonej przez charyzmatycznego guru, mistrza, motywatora itp. Kręcą się kółko, nie odnoszą żadnego sukcesu. W stanie przyjemnego podniecenia pod wpływem dopaminy, „oczekują na nagrodę”. Tak po prostu działa dopamina. „Dealerzy dopaminy” zawsze znajdą swoich klientów. Kiedyś jednak trzeba się z tego uzależnienia wyrwać i zacząć przeprowadzać prawdziwe zmiany życiowe oparte o właściwe narzędzia.

Odchudzanie zaczyna się w głowie

Miliony ludzi na całym świecie prowadzą nierówną walkę ze swoją tuszą. Podejmują heroiczne wysiłki, by pozbyć się kilku, kilkunastu lub kilkudziesięciu kilogramów tłuszczu ze swego ciała. Nie można im odmówić motywacji, ani siły woli. Z pewnością bardzo chcą osiągnąć trwały sukces. Mają ogromną motywację, a jednak ponoszą porażkę. Przechodzą na dietę, nadzwyczajnym wysiłkiem woli rezygnują z węglowodanów, słodyczy, radykalnie obniżają ilość spożywanych kalorii, zaczynają zrzucać wagę, osiągają nawet swój cel, który sobie wyznaczyli i po krótszym lub dłuższym czasie, wracają do początkowej wagi, a nawet ją przekraczają.

Dlaczego wracamy do poprzedniej wagi?

Efekt jojo, obserwowany przez miliony widzów na przykładzie walki z nadwagą, którą toczyła słynna amerykańska prezenterka telewizyjna i autorka znakomitych programów, Oprah Winfrey, dopada wcześniej czy później każdego, kto odchudza się stosując restrykcyjną dietę.

Gdy Oprah zaczynała pracować jako prezenterka wiadomości, jej waga skoczyła z pięćdziesięciu siedmiu do sześćdziesięciu trzech kilogramów. Dziennikarka poszła więc do dietetyka, który wyznaczył jej plan odchudzania „tysiąc dwieście kalorii dziennie”. Oprah przeszła na dietę, straciła trzy kilogramy w pierwszym tygodniu, a po miesiącu ponownie ważyła pięćdziesiąt siedem kilogramów. Potem jednak stopniowo przybierała na wadze, a gdy dobiła do dziewięćdziesięciu sześciu kilogramów, na cztery miesiące zrezygnowała z pokarmów stałych. Na płynnych suplementach diety przeżyła cztery miesiące, chudnąc do sześćdziesięciu sześciu kilogramów. Wystarczyło kilka lat, żeby stała się cięższa niż kiedykolwiek. Utyła do stu siedmiu kilogramów, a jej pamiętnik zapełnił się modlitwami o schudnięcie. Kiedy nominowano ją do nagrody Emmy, modliła się o zwycięstwo Phila Donahue, swojego rywala z innego talk-show. Jak potem wspominała: „Nie musiałabym wtedy wystawiać się na pośmiewisko, staczając tłusty zadek z krzesła i idąc środkiem sali na estradę”. (R.F. Baumeister, J. Tierney – „Siła woli”. Media Rodzina, Poznań 2013).

Mechanizm jojo

Grube szczury w laboratorium, gdy pierwszy raz przechodzą na dietę chudną dość szybko. Potem, gdy mogą jeść co chcą, tyją, wracają do pierwotnej wagi, a nawet ją przekraczają. Kolejna dieta również powoduje chudniecie, ale w wolniejszym tempie, za to powrót do diety „jedzta, co chceta i ile chceta” powoduje szybki powrót do wagi. Po trzech lub czterech takich cyklach, dieta odchudzająca przestaje działać. Szczury konsumują o wiele mniej kalorii, ale nie tracą na wadze!

Diety restrykcyjne nie działają. Diety szkodzą! Teraz wiemy to już z całą pewnością. A jednak wciąż ludzie do nich wracają. Najpopularniejsza wskazówka, którą można usłyszeć podczas walki z otyłością brzmi: musisz mniej jeść i więcej się ruszać! Eureka! Wspaniała rada! Jaka prosta i w swojej prostocie genialna! Przypomina inną, równie często powtarzaną radę, pozwalającą osiągnąć sukces finansowy: musisz więcej zarabiać i mniej wydawać! Super! Odmianą tej „genialnej” rady jest stwierdzenie: „musisz więcej sprzedawać swoich produktów lub usług”! No i pozamiatane. Można iść do domu, koniec szkolenia.

Dlaczego ludzie ponoszą porażki?

Mnóstwo starych, tradycyjnych strategii pozbywania się nadwagi po prostu nie działa, ponieważ pochodzą one z tzw. zdroworozsądkowego sposobu myślenia o ludzkim zachowaniu. W świetle najnowszych badań nasze zachowania jednak wcale nie są zdroworozsądkowe lecz podlegają wielu skomplikowanym mechanizmom psychologicznym. Wiele z tych mechanizmów zaskakują badaczy, a nawet wprawiają ich w osłupienie! Choć bardzo pragniemy zachowywać się racjonalnie, dokonywać przemyślanych decyzji i kierować się zdroworozsądkowym myśleniem, to praktyka jest zupełnie inna. Mózg nie zawsze zachowuje się zgodnie z tymi regułami, a nasze zachowania często nas samych zaskakują, a nawet rozczarowują.

Dziś potrafimy już konstruować strategie psychologiczne, które biorą pod uwagę paradoksalną naturę naszego mózgu, ale wiedza na ten temat z trudnością przebija się do powszechnej świadomości, ponieważ ludzie wciąż wolą wierzyć, że są istotami racjonalnymi z natury. Jednym z tajemniczych mechanizmów funkcjonowania naszego umysłu, który nie sprzyja redukcji tłuszczu w naszym ciele oraz zmianie nawyków żywieniowych jest tzw. efekt odbicia. Znamy go wszyscy, choć nie wyciągamy z tych obserwacji właściwych wniosków.

Siła woli nie działa!

Kiedy słynny pisarz rosyjski Lew Tołstoj był jeszcze dzieckiem, jego starszy brat przeprowadził na nim pewien eksperyment. Posadził go w kącie i powiedział, ze nie może stamtąd wyjść, dopóki nie przestanie myśleć o białym niedźwiedziu. Po dłuższym czasie brat powrócił, by zastać małego Lwa Tołstoja w kącie, sparaliżowanego natrętnymi myślami o białym niedźwiedziu.

Amerykański badacz, autor terminu „efekt odbicia” Daniel Wegner, przeprowadził wiele eksperymentów potwierdzających działanie tego efektu. Próba tłumienia swoich myśli i uczuć przynosi odwrotny skutek. Im bardzie pragniemy zasnąć, tym mniejszą mamy szansę na zaśnięcie. Osoba na diecie bez węglowodanów, marzy o ciepłych bułeczkach i chałce z masłem.

Mózg działa jak radar

Im bardziej staramy się o czymś nie myśleć, tym bardziej nasza podświadomość, czyli mózg, będzie podsuwał nam myśli na ten temat. Jeżeli coś określimy jako „zagrożenie”, mózg będzie nastawiony na wyszukiwanie tego zagrożenia. Ten mechanizm umożliwił przetrwanie naszemu gatunkowi przez miliony lat ewolucji. Jeżeli zatem postanowisz: „od dziś rezygnuję ze słodyczy, nie jem żadnych słodyczy, słodycze to zło”, twój mózg umieści słodycze w kategorii „zagrożenia” i będzie jak radar wyszukiwał wszelkich zagrożeń, by ich uniknąć. Zatem twoja podświadomość będzie nastawiona na wyszukiwanie słodyczy!

Wchodzisz do sklepu, a tam mnóstwo wspaniałych słodkości! Tu ciasteczka, tam czekoladki, batoniki, chipsy, cukiereczki! Mnóstwo tego jest! Więcej niż zwykle! I do tego jakie smaczne! Twój mózg natychmiast przypomni Ci cudowny smak twoich ulubionych czekoladowych cukierków. Gdzie one są? O leżą tam… ale nie! Nie mogę o nich myśleć! One są złe! Ten cudowny smak jest zły! Nie mogę, nie powinienem… i co? Kupujesz pół kilograma. Twój mózg doprowadził Cię do tego, że nie mogłeś oprzeć się pragnieniu. Tak to działa. Lubimy myśleć, że potrafimy panować nad swoją podświadomością, ale to złudzenie. Przekonali się o tym wielokrotnie ci, którzy robili tzw. noworoczne postanowienia o rzuceniu palenia, czy zaprzestaniu jedzenia słodyczy. To po prostu nie działa. Nie w ten sposób.

Zgubne poczucie winy

Innym mechanizmem, którego ludzie nie biorą pod uwagę przy pozbywaniu się niekorzystnych nawyków i nałogów jest błędne koło poczucia winy. Alkoholik kiedy się upije, na drugi dzień ma poczucie winy, że to zrobił, ale żeby uwolnić się od poczucia winy, musi sięgnąć po alkohol. Osoba obżerająca się ma poczucie winy, że znowu wrzuciła w siebie obiad o wartości 2000 kcal (drugi już dzisiaj), ale żeby poradzić sobie z tą emocją, stosuje strategię „zajadania złych emocji„, czyli poprawia sobie nastrój, sięgając po tabliczkę (czasem dwie) czekolady lub wiaderko lodów. Błędne koło. Poczucie winy to stres. Dziś wiem już że hormony stresu mają dodatkowe, uboczne działanie. Zwiększają wrażliwość neuronów dopaminergicznych, czyli tych obszarów mózgu, które są uwrażliwione na działanie dopaminy, substancji pobudzającej nasz układ nagrody w mózgu.

Im większy stres przeżywasz, tym bardziej pobudzasz w sobie potrzebę, oczekiwanie doświadczania jakiejś nagrody, czyli przyjemności. Kiedy mąż pokłóci się z żoną, idzie na wódkę do baru. Kiedy dziewczyna rozstanie się ze swoim partnerem, siada wieczorem przed telewizorem z wiaderkiem lodów czekoladowo-waniliowych. Po awanturze z rodzicami heroinista natychmiast musi wyjść i dać sobie w żyłę. Stres aktywuje złe nawyki, które związane są z obietnicą nagrody. Dotyczy to każdego człowieka. Różnimy się tylko sposobem nagradzania się. Najczęściej mechanizm ten popycha nas w złą stronę. Jedzenie bardzo często jest nagrodą. Nasz mózg uczy się tego od dzieciństwa, gdy za dobre zachowanie dostawialiśmy słodycze, gdy po zdanych egzaminach szliśmy na wystawny obiad itp. W naszej kulturze jedzenie jest nagrodą, wiąże się z celebracją sukcesu.

Aikido umysłu

Nie łatwo jest żyć bez nagród, bez przyjemności. Na szczęście w skutecznych strategiach odchudzania nikt do tego nie namawia! Odchudzanie to nie jest samoumartwianie się, to nie jest praktykowanie ascezy! Podobnie jak w aikido, japońskiej sztuce walki, chodzi o to, by umieć wykorzystać energię przeciwnika i skierować ją w inną stronę. Nauka i badania nad mózgiem dostarczają nam wiedzy jak to zrobić. Nie jesteśmy już skazani na stare, nieskuteczne, „zdroworozsądkowe” sposoby odchudzania się. Dzięki nauce i badaniom możemy dziś pokonać samolotem odległość dzielącą Nowy Jork od Warszawy w kilkanaście godzin, podczas gdy jeszcze 100 lat temu trzeba było na to paru tygodni podróży statkiem. Taki sam, a nawet większy rozwój notujemy w nauce o funkcjonowaniu naszego mózgu oraz podświadomości. Naprawdę nie musimy płynąć wielu tygodni do naszego celu jakim jest mniej tkanki tłuszczowej, możemy tam dolecieć w kilkanaście godzin!

Uwaga! Jeżeli interesuje Cię internetowy kurs „Psychologia odchudzania”, kliknij  w ten link. Znajdziesz tam także linki do nagrań hipnotycznych wspomagających odchudzanie, takich jak „Stabilizator diety”, „Motywacja do ćwiczeń” czy „Post w JemNieJem”.