Wśród osób zainteresowanych rozwojem osobistym, samodoskonaleniem, praca z podświadomością krąży od wielu lat pewien mit, któremu i ja sam, na początku swojej przygody z autohipnozą, uległem. Mit rozpowszechniany przez wielu zwolenników tzw. pozytywnego myślenia, prawa przyciągania oraz mówców motywacyjnych. Mówi on o tym, że należy wizualizować swój cel i nie interesować się metodami jego spełnienia. Wszechświat, wyższa inteligencja zadba o resztę. Wystarczy jedynie mocno skupić się na samym celu, wyobrażać go sobie plastycznie i realistycznie, a podświadomość znajdzie sposoby na przyciągniecie tego celu do naszego życia. Na tym oparty jest m.in. cały przemysł (film, wykłady, setki szkoleń itp.) związany z książką Rhondy Byrne pt. „Sekret”.
Iluzja treningowej motywacji
Z pewnością są osoby, który doświadczyły tego rodzaju efektu, jednak jest ich zdecydowana mniejszość. Według pewnych badań 97% bywalców tzw. treningów motywacyjnych, gdzie wizualizowanie celu „rozkręca” emocje i motywację, po dłuższym czasie nie zauważa żadnych realnych efektów tych treningów, jeżeli nie liczyć dobrego samopoczucia i podniecenia emocjonalnego, które dość szybko po takim treningu opada. Jeżeli należysz do tej zdecydowanej większości, która nie zauważa realnego wpływu wizualizowanego sukcesu, bogactwa lub zgrabnej szczuplejszej sylwetki, być może ten artykuł wyjaśni ci na czym polega nieporozumienie.
Poza tym możesz zliczyć się do szczęściarzy ponieważ istnieją rzetelne badania, które mówią coś niezwykłego i obrazoburczego dla środowiska pozytywnego myślenia i wizualizacji celów. Okazuje się bowiem, że wizualizacja celów może działać na nas bardzo negatywnie! Według badań z 1991 roku przeprowadzonych przez G. Oettingen i T.A. Wadden kobiety, które chciały schudnąć i wizualizowały swój cel ważyły po roku o 12 kg więcej niż te, które tego nie robiły! Badania z 2002 roku pokazały, że studenci, którzy wizualizowali pozytywnie zdawany przez siebie egzamin otrzymywali gorsze oceny na tym egzaminie, niż Ci, którzy tego nie robili! Ci którzy wizualizowali wymarzoną pracę, po 2 latach zarabiali mniej niż Ci, którzy nie wizualizowali tego. Dlaczego tak się dzieje?
Dwa systemy motywacji
Wizualizacja wspaniałego celu może demotywować do działania! Studenci, którzy wierzyli że wizualizacja pomoże im zdać egzamin po prostu mniej się uczyli, pracownicy, którzy wierzyli w prawo przyciągania, rzadziej wysyłali swoje CV atrakcyjnym pracodawcom, pozwalali by załatwił to za nich wszechświat lub wyższa siła! W psychologii rozpoznano także istnienie dwóch rodzajów systemów motywacyjnych: system chłodny i gorący. Pierwszy angażuje ośrodki mózgowe położone głównie w płacie czołowym, najbardziej rozwiniętej części naszego mózgu oraz hipokampie. System ten związany jest z logicznym myśleniem, kalkulacją, spokojnym rozważaniem argumentów, podejmowaniem racjonalnych decyzji itp. Działa wolno i jest skomplikowany. Pomimo, ze Ci się nie chce, wychodzisz na dwór wieczorem, by pobiegać, ponieważ chcesz zrzucić parę kilo przed wakacjami. Obok niego istnieje system gorący, związany z ciąłem migdałowatym, który odpowiada za reakcje natychmiastową, instynktowną, intuicyjną. Związany z emocjami, jest szybki i prosty. Coś wygląda apetycznie to sięgasz po to i zjadasz. Ten system dominuje o dzieci.
Okazuje się, że kiedy aktywujemy system gorący, działa on niszcząco na system chłodny. Niszczy cierpliwość i systematyczny wysiłek, który jest podstawą sukcesów! Powstaje motywacja dziecięca: chcę tego od razu tu i teraz. Kiedy wizualizujesz jak jesteś na wymarzonej podróży dookoła świata, albo masz swój wymarzony sportowy samochód, mnóstwo pieniędzy na koncie i świetnie prosperująca firmę, aktywujesz swoje emocje i nakręcasz się, podświadomie niszczysz swoją motywację do działania tu i teraz, pomimo że czujesz się nakręcony emocjami. Kiedy już otworzysz oczy nie masz za bardzo ochoty na podjęcie wieloletniego wysiłku, by to osiągnąć! Znajdujesz podświadomie tysiąc wymówek i rzeczy do zrobienia, byle tylko nie robić tego, co doprowadzi Cię do realizacji twojego wspaniałego celu!
Szkodliwa motywacja treningowa

Paradoks, któremu ulegają miliony bywalców mitingów motywacyjnych, uzależnionych od emocji tam wyzwalanych. Podkręcają się wizjami swojej świetlanej przyszłości i…. przez lata tkwią w tym samym miejscu! Co więcej, z czasem może się rozwinąć u tych ludzi destrukcyjne poczucie winy. Stwierdzają, że są jacyś gorsi albo leniwi, myślą że coś z nimi jest nie tak, że nie potrafią osiągać sukcesów pomimo, ze wydają tysiące złotych (treningi motywacyjne u „guru motywacji” są bardzo drogie) na treningi sukcesu. Nie zdają sobie sprawy z tego, że dostają przestarzałą wiedzę i że to nie jest ich wina, ponieważ stosują stare, nieaktualne i niezweryfikowane rzetelnymi badaniami naukowymi technologie psychologiczne. Często też ulegają technikom manipulacji, które zmuszają ich do wykupienia uczestnictwa w tych treningach.
Oparte jest to na tworzeniu błędnego koła uzależnienia, w którym to co przynosi Ci dobre emocje jest także źródłem poczucia winy. Jak alkoholik, obarczasz się winą za picie, a jedynym sposób poprawienia sobie nastroju i uwolnienia od poczucia winy jest wypicie pierwszego piwa. Tak samo z „treningami sukcesu” opartymi o motywacje i nakręcenie emocjonalne. Po paru tygodniach od treningu masz „emocjonalnego doła”, myślisz, że coś źle zrobiłeś albo coś z Tobą nie tak, więc zapisujesz się na kolejny trening motywacyjny oparty na wielkim micie wizualizacji sukcesu. Mity osobistego rozwoju powtarzane są w tysiącach książek od kilkudziesięciu lat, jak setki lat temu mit o tym, że słońce krąży wokół ziemi.
Właściwe stosowanie wizualizacji
Czy zatem wizualizację należy wyrzucić do kosza? Absolutnie nie! Wizualizacja może być bardzo przydatną technologia psychologiczną. Znakomicie sprawdza się w tworzeniu określonego stanu psychologicznego tu i teraz: np. relaksacji. Świetnie sprawdza się także do tworzenia motywacji do działania tu i teraz, do tworzenia właściwych nawyków, które odpowiadają za sukcesy, zdrowie oraz zadowolenie z życia. „Szczęście jest nawykiem” jak twierdzi Matthieu Ricard, jeden z najbardziej znanych mnichów buddyjskich na świecie. Ludzie sukcesu to ludzie, którzy wykształcili w sobie odpowiednie nawyki dzięki samodyscyplinie. Nawyki nie wymagają wysiłku i nie mają nic wspólnego z tzw. siłą woli. Wymagają jedynie odpowiedniego treningu tworzącego nawyki.
Nie ma to nic wspólnego z nakręcaniem się pozytywnymi emocjami i praniem mózgu, którego możemy doświadczyć na tzw. treningach motywacyjnych. Z drugiej strony treningi motywacyjne nie są czymś kompletnie nieprzydatnym. Sam doświadczałem kilkakrotnie, że potrafią one wyzwolić niesamowite twórcze pomysły, zmuszają mózg do wytężonej pracy przez dwa, trzy dni. Osobiście zawdzięczam im kilka doskonałych pomysłów biznesowych. Później jednak potrzebna jest umiejętność samodyscypliny oraz tworzenia odpowiednich nawyków, które te pomysły wdrożą w życie! A to już zupełnie inna historia!
Wszyscy doskonale wiemy jak ogromną moc posiada nasza podświadomość. Odpowiada ona nie tylko za nasze zdrowie, ciało i różnego rodzaju nawyki ale także za sposób filtrowania informacji ze świata zewnętrznego tak, że jedni dostrzegają różne okazje i możliwości dookoła siebie (niektórzy nazywają to „prawem przyciągania”), a inni ich nie zauważają. Praca z podświadomością może przynosić niezwykłe rezultaty, dosłownie zmieniać fundamentalnie nasze życie. Począwszy od wyleczenia wielu chorób, pozbycia się nadwagi, czy zmiany nawyków, a na powodzeniu finansowym, czy zdolności „przyciągania” odpowiednich ludzi do swojego życia, kończąc. Istnieje wiele technik i metod pracy z podświadomością o charakterze psychologicznym, ezoterycznym, czy wręcz magicznym.
Pierwszym poziomem mocy nadświadomości jest wyjątkowo skuteczność stanu transpersonalnego w usypianiu, czy też pomijaniu oporu przed zmianą, który jest zawsze obecny w podświadomości. Podejmując wysiłki w kierunku jakiejś zmiany w podświadomości, np. zmiany nawyków żywieniowych przy odchudzaniu, zawsze spotkamy się z oporem tej części podświadomości, która dba o zachowanie starych sposobów funkcjonowania i postrzegania rzeczywistości. Ta część jest zawsze obecna, aktywna i jest nam zazwyczaj bardzo potrzebna, zabezpieczając integralność naszej osobowości, stałość modelu świata, który zapewnia nam zdrowie psychiczne. Niestety, jednocześnie jest ona generatorem oporu przed zmianą, na której nam zależy na świadomym poziomie.
Stan transpersonalny polega m.in. na tym, że praktycznie doświadczamy wolności odróżnienia swojego prawdziwej tożsamości (prawdziwego ja) od umysłu i procesu myślenia. Jest to stan bardzo prosty do osiągnięcia. Nie ma w nim niczego nadzwyczajnego, pomimo to większość ludzi doświadcza go raczej rzadko. Nie jest stanem ekstatycznym, żadnym psychologicznym fajerwerkiem. Jest raczej stanem głębokiego spokoju, poczucia absolutnej wolności, naturalności i jednocześnie stanem troskliwej akceptacji tego, co jest. Jest to stan kochającego (nie chodzi tu o emocje, a raczej o egzystencjalną postawę) świadka, obserwatora naszych emocji, wrażeń zmysłowych, myśli i doświadczeń psychicznych. Kiedy pojawia się opór podświadomości, poprzez samą obecność stanu transpersonalnego, opór przestaje mieć znaczenie. Podświadomość staje się o wiele bardziej „plastyczna”, ponieważ granice „ego” w stanie transpersonalnym zostają rozpuszczone, a nasza świadomość przekracza (transcenduje) starą, biograficzną, uwarunkowaną historią tożsamość.
Jak już napisałem w poprzednim artykule, podstawą porozumienia jest zbudowanie rapportu poprzez dopasowanie się postawą ciała, tonem i tempem głosu do rozmówcy. Pisałem też o używaniu słów uwzględniających preferowany przez naszego rozmówcę kanał percepcyjny (wzrokowiec, słuchowiec, kinestetyk). Pojecie rapportu może być jednak rozszerzone także na używanie charakterystycznych dla naszego rozmówcy słów, które mają u niego znaczenie emocjonalne. Są to tzw. słowa i zwroty transowe, czyli słowa i zwroty, których sam używa w momencie, gdy daje wyraz swoim emocjom. Na przykład, możemy zauważyć, że podczas rozmowy, na określenie bardzo silnego pragnienia, nasz rozmówca użyje frazy: „i wiesz, to jest tak, jak wtedy, gdy coś zajdzie ci za skórę tak bardzo, że nie możesz już wytrzymać”. Warto zapamiętać taką frazę i użyć jej w momencie, gdy będziemy chcieli dotrzeć do jego podświadomości „instalując” mu silne pragnienie.
Wśród wielu technik hipnozy konwersacyjnej są tzw. „słowa mocy”, które mają niezwykłą siłę oddziaływania na podświadomość i zachowania ludzi. Jednym z takich słów jest słowo „ponieważ”. Siła jego oddziaływania jest wręcz magiczna. Użyte we właściwym czasie i miejscu potrafi zdziałać prawdziwe cuda. Jeden z najbardziej znanych ekspertów od technik wpływania na ludzi dr Robert Cialdini opisuje słynny eksperyment w którym młoda kobieta prosiła o drobną przysługę grupę osób stojących w kolejce do kserokopiarki. Swoją prośbę formułowała w różny sposób, by zbadać reakcje ludzi w kolejce.
Jedną z najbardziej wdzięcznych metod w pracy z podświadomością jest korzystanie z mocy metafory. Symboliczne treści, mity, historie, działania magiczne i rytuały to sugestie skierowane bezpośrednio do podświadomości, bardzo często z pominięciem świadomego umysłu. Wszyscy temu ulegamy, wzruszamy się na filmach, działają na nas symboliczne działania. Przedstawienia teatralne, literatura, sztuka potrafią bardzo głęboko wpłynąć na naszą podświadomość. O ile sami tego nie przeżyliśmy, to z pewnością ktoś nam bliski podzielił się doświadczeniem, w którym po lekturze powieści, przedstawieniu teatralnym lub filmie uświadomił sobie ważne dla siebie rzeczy, pojął istotne życiowe decyzje lub nagle zobaczył pewne rzeczy z zupełnie innej perspektywy.
A gdyby tak zrytualizować w sposób przemyślany powtarzające się czynności codziennego życia tak, by „profanum” stało się przez chwilę „sacrum”, działaniem które niesie ze sobą dodatkowe, głębokie i ważne dla podświadomości i dla nas samych (czyli dla świadomego umysłu), znaczenie? Można by wtedy zrytualizować i wykorzystać mnóstwo okazji do skutecznego oddziaływania na naszą podświadomość? Pierwsze takie próby i eksperymenty podjąłem kilka lat temu przy okazji tworzenia hipnotycznego nagrania
Można jednak tą samą strategię zastosować także przy okazji innych czynności. Prawie każda czynność może stać się rytualną „kotwicą” dla autosugestii, aplikowanych poza formalnym transem. Jest to technika, która bardzo mocno przyspiesza pracę nad oczekiwanymi zmianami w podświadomości. Ktoś, kto np. pracuje nad wzmocnieniem swojego systemu odpornościowego, albo uwolnieniem się od stresu może stosować autosugestię podczas kilku codziennych czynności, w sposób metaforyczny powiązanych z jej treścią. Na przykład, podczas porannego prysznica może utrzymywać w umyśle przekonanie, ze zmywa z siebie wszelkie złe emocje, złe myśli, cały stres i złą energię, powtarzając w duchu odpowiednią afirmację. Podczas śniadania, pijąc herbatę, czy kawę, może pić magiczny, uodparniający na stres i na złe energie „eliksir wolności od stresu” albo jeszcze lepiej „eliksir spokoju, poczucia wolności i dobrych emocji”.